Styczeń 2014

Tabliczka Dispilio, najstarsze znane pismo?

Zgodnie z oficjalnym stanowiskiem nauki, pismo  po raz  pierwszy pojawia się w Sumerze około 3000 do 4000 lat p.n.e . Jednak pewien artefakt odnaleziony ponad dekadę temu zaprzecza oficjalnej wersji historii nauczanej w szkołach. I to jest zapewne powód dlaczego niewiele osób o nim słyszało.

 

Tabliczka Dispilio bo o niej mowa została odkryta w 1993r przez profesora George Xourmouziadisa. W czasie prac archeologicznych w neolitycznej osadzie  położonej nad brzegiem jeziora, w pobliżu miasta Kastoria w północnej Grecji. Osada zamieszkiwana była około 7000 do 8000 lat temu. Wiek drewnianej tabliczki zapisanej w  nieznanym dotąd pismie oszacowano na 5260 lat p.n.e. Co czyni ją o wiele starszą niż  pismo sumeryjskie. Do określenia wieku artefaktu użyto metody C-14.

 

Obok drewnianej tabliczki znaleziono także fragmenty ceramiki pokrytej tym samym typem pisma, które jest starsze także od znanych pism typu linearnego A i B używanego w starożytnej Grecji. Odczytanie pisma będzie bardzo trudne lub niemożliwe twierdzą naukowcy. Chyba, że zostanie odnalezione cos na podobieństwo kamienia Rossety. Jeśli datowanie jest poprawne a wszystko na to wskazuje, mamy tu doczynienia z prawdziwą sensacją. Która zmusi nas do zrewidowania dotychczasowych poglądów  na rozwój pisma.

 

W przeciwieństwie do pism blisko wschodnich,  używających ideogramów do wyrażenia mysli. Pismo na tabliczce Dispilio wskazuje raczej na to, że starożytni Grecy używali sylab w podobny sposób jak robimy to dzisiaj. Jak stwierdził prof  Xourmouziadis „pismo to wykazuje cechy zaawansowanej aferezy co wskazuje na to, że jest wynikiem długiego procesu poznawczego”

 

W czasie wykopalisk odnaleziono szereg innych obiektów, takich jak narzędzia, ceramika, figurki oraz inne osobiste ozdoby. Odnotowano także slady aktywności ekonomicznej i rolniczej a także hodowli zwierząt. Tabliczka została częściowo uszkodzona,  kiedy wyjęto ja z ubogiego w tlen mułu w którym ocalała zakonserwowana przez 7500 lat. Obecnie prowadzone są prace konserwacyjne, po których zakończeniu zespół naukowy w tym językoznawcy przystąpi do szczegółowych badań.

 

 

 

Nieznany rytuał Azteków

W czasie prac budowlanych na  nowej stacji metra w Mexico City. Archeolodzy odkopali ślady nieznanych dotąd rytuałów religijnych. Archeolodzy są przekonani, że w odnalezionej świątyni Aztekowie składali ofiary. Wiek tych wydarzeń jest datowany na 1350r do 1521r.

 

To co czyni znaleziosko bardzo nietypowym to fakt, że posród męskich czaszek znaleziono też czaszkę psa i kobiety. Obie mają otwory co wskazuje na to, że były one zatknięte na specjalnym stojaku ofiarnym zwanym „tzompantli” i wystawione na widok publiczny.

Aztekowie składali w ofierze bogom, pokonanych i wziętych do niewoli wojowników z wrogich plemion. Jest to jednak pierwszy odnotowany przypadek ofiary złożonej z kobiety, podkreślają archeolodzy, którzy poszukują wiarygodnej odpowiedzi na tę zagadkę.

 

Z przekazów pozostawionych przez hiszpańskich najeźdźców, wiemy, że odnajdywali oni głowy swoich pojmanych towarzyszy złożonych w ofierze. Bywały one znajdowane razem z głowami ich koni zatkniętymi na te same „tzompantli". Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem obecności psiej czaszki, na stojaku ofiarnym zwykle zarezerwowanym dla wojowników, może być jakieś znaczenie psa w azteckich rytuałach pogrzebowych.

 

Podejrzewa się, że według nich pies towarzyszy swemu panu w wędrówce do swiata zmarłych. Ku tej sugestii skłania się kierownik wykopalisk Maria de Jesus Sanchez. W czasie ich trwania odkryto również 100 pochówków z których więszość okazała się skrywać małe dzieci.

 

 

 

Nok - Zginiona cywilizacja z Afryki

Afryka zazwyczaj nie kojarzy się szerokiej opinii publicznej z osiągnięciami cywilizacyjnymi z przeszłości. Afryka w ogóle wzbudza mało pozytywnych skojarzeń. Przez długi czas Europejczycy powodowani aroganckim przekonaniem o swej rasowej wyższości. Odrzucali jakiekolwiek sugestie, że „prymitywni” mieszkańcy Afryki byli w stanie stworzyć państwa na wysokim poziomie organizacji społecznej i kulturalnej.

 

Każdy oczywiście słyszał o starożytnym Egipcie, ale już mniej znane jest Timbuktu gdzie od XI w kwitło piśmiennictwo i nauka. Wykorzystywane przez archeologów, najnowsze technologie takie jak np. LiDAR. Pozwoliły na poszerzenie naszej wiedzy, o zaginionym państwie Garamantów  kwitnącym od V w p.n.e do około V w n.e. w dzisiejszej południowej Libii. Przy pomocy satelitarnego skanowania laserowego LiDAR pod piaskami Sahary na południu Libii odnaleziono ponad 100 ufortyfikowanych osad połączonych systemem dróg.

Warto wspomnieć o starożytnym królestwie Kusz z Sudanu rywalizującym z Egiptem. Czy choćby o Wielkim Zimbabwe stworzonym przez lud Karanga. Kiedy w roku 1868 Niemiec Karl Mauch odkrył dla Europejczyków wielkie kamienne miasto zajmujące powierzchnie 750 ha, stolice ludu Karanga. Natychmiast odrzucił możliwość, że miasto wybudowali  miejscowi.

 

Jednak chyba najbardziej tajemniczą i fascynującą cywilizacją afrykańską jest  cywilizacja ludu Nok z terenu dzisiejszej Nigerii. Po raz pierwszy na jej slady natknięto się w 1928 roku. Kiedy robotnicy w kopalni odkrywkowej wydobyli dużą liczbę wspaniałych terakotowych rzezb. Wkrótce szerokie prace archeologiczne ujawniły, że cywilizacja Nok może być pierwszą zaawansowaną cywilizacją w sub-sacharyjskiej Afryce. Szacuje się, że cywilizacja Nok istniała od 900r p.n.e aż do tajemniczego załamania się i zniknięcia około 200r n.e

 

Lud Nok był bardzo zaawansowanym społeczeństwem z rozwiniętym systemem sądowniczym. Nok produkowali także jedne z pierwszych, w swiecie terakotowe rzezby naturalnych rozmiarów. Obok kamiennych narzędzi archeolodzy odnaleźli także żelazne groty strzał i włóczni, bransolety oraz małe noże.

 

Najbardziej enigmatycznym i fascynującym aspektem kultury Nok są terakotowe rzezby. Najstarsze z nich datowane są na V w p.n.e. Prawie zawsze przedstawiają one ludzi o dużych wydłużonych głowach z dużymi zapadniętymi oczami w kształcie spłaszczonej elipsy. Te wyolbrzymione cechy zadziwiają gdyż reszta ciała jest w normalnych proporcjach. Wielu ludzi opisujących owe rzezby nie może się powstrzymać od użycia słowa „pozaziemskie” eng extraterrestrial.

Bardzo mało wiemy o przeznaczeniu tych dziwacznych rzezb i figurek. Jak się łatwo domyślić badacze przypisują im rytualne znaczenie, talizmanów mających chronić plony lub sprzyjać płodności i chronic od chorób. Inną teorią na przeznaczenie tych obiektów jest to, że miałyby one przedstawiać członków warstwy rządzącej czczonej przez lud Nok. Rękodzieło na wysokim poziomie nie jest jedynym dowodem na zaawansowanie kultury Nok. Badania ujawniły, że Nok mieli rozwinięty system administracji w celu zachowania prawa i porządku.

 

System sądowy podzielony był na instancje. W celu oddzielenia  błachych spraw takich jak kłótnia rodzinna od poważnych jak kradzież czy morderstwo. Nok wierzyli, że każde przestępstwo przyciąga  klątwę mogącą zniszczyć całą rodzinę. Dlatego musi być ujawnione by uniknąć konsekwencji. Podejrzany wprowadzany był do sądu położonego na dziedzińcu. Gdzie stając pomiędzy dwoma monolitami, twarzą w kierunku słońca.  Będącego najwyższym bogiem zwanym Nom, składał przysięgę mówienia prawdy.

 

Przypadki, których nie można było rozstrzygnąć w otwartym sądzie, przenoszone były do sądu najwyższego, mieszczącego się w zamkniętej świątyni. Sądowi temu przewodniczył najwyższy kapłan oraz grupa liderów plemiennych. Osoba skazana musiała podarować zwierzęta na ofiare i wino dla najwyższego kapłana .Po zakończonej sprawie ogłaszano swięto. Podczas którego dziękowano bogom za pomyślne rozwiązanie sprawy i uchronienie od klątwy spowodowanej popełnionym przestępstwem.

 

Zagadką jest co spowodowało nagły upadek  kultury Nok. W warstwach ziemi po roku 200 n.e znikają  niemal całkowicie znaleziska terakotowych figur oraz ceramiki użytkowej. Brakuje także wskazówek sugerujących powód nagłego załamania się kultury Nok. Niektórzy z badaczy sugerują wyczerpanie się surowców naturalnych i węgla drzewnego na którym cywilizacja Nok bardzo polegała. Inni przypuszczają, że do upadku przyczynił się konglomerat zjawisk. Takich jak plaga głodu wywołana  zmianą klimatu, pandemia lub  inwazja. Cywilizacja Nok pozostawiła po sobie fascynującą  spusciznę kulturalną dla pokoleń  następujących po nich. Trwające badania ujawnią kiedys odpowiedzi na pytania, dlaczego  kultura Nok upadła lub jakie było prawdziwe przeznaczenie terakotowych figur.

 

 

Groby słowiańskich wodzów odkryte przez "borsuka archeologa"

W Brandenburgii  w miejscowości Stolpe borsuk kopiący swą norę, pomógł odnaleźć unikalne groby dwóch słowiańskich wodzów. Właściciele gospodarstwa rolnego, na którym dokonano znaleziska, zaobserwowali w pobliżu nory borsuka rozrzucone kości. Wykorzystując nieobecność borsuka w domu,  postanowili włożyć do nory kamerę i wykonać kilka zdjęć. Na zdjęciach można było zauważyć ozdoby wymieszane z pozostałymi kośćmi.

 

Właściciele gospodarstwa rolnego, natychmiast zawiadomili archeologów. Którzy przystąpili do  zabezpieczania znaleziska. Znalezisko jest bardzo cenne i rzadkie powiedział archeolog  Thomas Kersting ,  gdyż nigdy wcześniej na terenie Brandenburgii nie odnaleziono słowiańskich pochówków wodzowskich. Archeolodzy nie byli jednak bardzo zaskoczeni znaleziskiem, ponieważ w 1960r po drugiej stronie drogi odkryto całe cmentarzysko.

W trakcie prac odkryto osiem grobów, wszystkie z pierwszej połowy XII w . Oba szkielety wodzów miały pomiędzy stopami  brązowe miseczki, które w tym czasie służyły do obmywania rąk przed posiłkiem. Wskazuje to na to, że osoby te należały do ówczesnej elity społecznej. Pośród znalezisk znajdował się grot strzały oraz klamra w kształcie litery omega, stylizowana na węża z wężowymi głowami na obu końcach. Przy  boku jednego ze szkieletów był miecz obosieczny o długości prawie 100cm. Drugi z grobów został rozkopany  krótko po pogrzebie i okradziony. Może to wskazywać na zapaść organizacji plemiennych Połabian, padających pod ciosami otaczających ich zewsząd chrześcijańskich sąsiadów. W tym młodego państwa Polan.

 

Szkielety były w wyjątkowo dobrym stanie, co pozwoliło na szczegółową analizę. W wyniku  badań  stwierdzono,   liczne zagojone rany, w tym głowy. A także zagojone złamanie na jednym ze szkieletów. Szacuje się, że w momencie śmierci wojownicy liczyli sobie około 40 lat, przyczyny ich śmierci są trudne do określenia. Obok jednego z mężczyzn została pochowana kobieta, prawdopodobnie jego żona. Miała ona w ustach monetę, która wedle wierzeń miała być zapłatą dla  przewoźnika za przeprawienie przez rzekę do świata zmarłych.  

 

Wszystkie wydobyte artefakty można oglądać na wystawie w muzeum w miescie Brandenburg (kiedyś Brenna). Odpowiedzialni i uczciwi odkrywcy zostali nagrodzeni, borsuk po odbiór nagrody się jeszcze nie zgłosił.  

 

 

Wydłużone czaszki z Francji

Wielu z czytelników, prawdopodobnie słyszało kiedyś o podłużnych zdeformowanych czaszkach znajdowanych w grobowcach w Meksyku czy Peru. Znaleziska takie od czasu do czasu pojawiają się na czołówkach światowych mediów. Ze zrozumiałych względów rozpala to wyobraźnię zwolenników spiskowych teorii i kontaktów z obcymi cywilizacjami.

 

Na pewno dużym zaskoczeniem dla wielu osób będzie fakt, że takie nietypowe czaszki znajdowane są nie tylko po drugiej stronie Atlantyku, ale również w Europie. Dobrym przykładem jest region Alzacji we wschodniej Francji. Coś takiego odnaleźli w mieście Obernai, archeolodzy prowadzący zabezpieczające prace archeologiczne, poprzedzające budowę  dużego obiektu przemysłowego.

 

W sumie natrafili oni na 38 pochówków datujących się od epoki kamienia aż do wczesnego średniowiecza. Naukowcy stwierdzili, że 18 z tych pochówków pochodzi z późnego okresu rzymskiego lub wczesnego średniowiecza. Właśnie w jednym z tych grobów, zlokalizowano zdeformowaną kobiecą czaszkę.

Foto: Internet

Z ustaleń specjalistów wynika, że proces deformacji czaszki rozpoczynano już w dzieciństwie kiedy kości są jeszcze miękkie i podatne na formowanie, a organizm szybko rośnie. W celu deformacji używano bandaży i niewielkich deseczek, które ciasno przymocowane do głowy wymuszały rozrost tkanki kostnej do góry. Deformacje czaszki  były przywilejem zarezerwowanym dla arystokracji plemiennej. 

 

Wiadomo, że zwyczaj ten w Europie praktykowali Hunowie i zaadaptowało go potem wiele ludów germańskich. Znaleziska takie trafiają się w grobach o bogatym wyposażeniu znajdowanych na terenie Francji, Niemiec i Europy Wschodniej.

 

Pośród wyposażenia grobowego wspomnianej powyżej arystokratki znajdowały się też złote kolczyki, złota klamra, grzebień wykonany z rogu jelenia, a także lusterko wykonane z brązu, najpewniej pochodzące z Kaukazu. Philippe Lefranc, który kierował pracami przypuszcza, że groby te należą do najemnych wojowników i ich rodzin, sprowadzonych nad Ren ze wschodu przez Rzymian. 

 

 

 

 

Tracki rydwan odnaleziony i zabezpieczony w Serbii

W czasie  rutynowych prac archeologicznych,  poprzedzających  budowę nowej drogi w Serbii, zespół pod kierownictwem Zorana Mitica zabezpieczył rzadkie znalezisko, rydwan z Tracji. Wiek znaleziska szacowany jest na około 3500 lat

 

Odkrycia dokonano w pobliżu wsi Stanicenje. Archeolodzy odkopali miejsce pochówku trackiego zawierające między innymi bogato zdobiony brązem dwukonny rydwan. Styl pochówku i bogate wyposażenie grobowe wskazuje na to, że mogła byc to bardzo ważna osoba.

 

Nie wiadomo kto został tam pochowany, ale po tych poszlakach można dojśc do wniosku, że był to ktoś zajmujący wysokie miejsce w hierarchii społecznej.

 

 

 

Odnaleziono wrak potężnego japońskiego okrętu podwodnego z serii I-400

W sierpniu 2013 r. u wybrzeży hawajskiej wyspy Oahu odnaleziono wrak gigantycznego japońskiego okrętu  podwodnego typu I-400. Okręt spoczywający na głębokości ponad 700m zatopiła tam w 1946 r. U.S Navy.  Miejsce w którym odnaleziono wrak zaskoczyło poszukiwaczy, którzy spodziewali się odnaleźć wrak dużo dalej w głąb morza.

 

Okręty z serii I-400 były to największe zbudowane okręty podwodne, do czasów atomowych okrętów podwodnych (lata sześćdziesiąte XX wieku) zdolnych do przenoszenia pocisków balistycznych. Długi na 122 m. miał wyporność 6 670 ton, a jego załoga liczyła aż 144 osoby. I-400 został zaprojektowany tak by mógł dopłynąć do dowolnego punktu na ziemi bez uzupełniania paliwa. Nie był typowym okrętem podwodnym, do zwalczania floty nawodnej przeciwnika przy pomocy torped. Można go śmiało nazwać „podwodnym lotniskowcem”.

 

Przewoził on w swym hangarze trzy wodnosamoloty Aichi  M6A Seiran. Samoloty startowały z pokładu okrętu przy pomocy katapulty. A po wykonaniu misji i powrocie do okrętu, były ładowane do hangaru przy użyciu żurawia zamontowanego na pokładzie. Dowódcy japońskiej floty mieli ambitne plany wybudowania aż 18 takich okrętów. Jednak krótko po śmierci Isoroku Yamamoto dowódcy floty, który był patronem pomysłu, projekt zredukowano do pięciu sztuk, z których tylko trzy zostały ukończone przed zakończeniem wojny, a dwa weszły do służby. Czwarty z okrętów (I-404) był ukończony w 95% kiedy uległ zniszczeniu podczas nalotu na stocznie w Kure i ostatecznie został zezłomowany w 1952r.

I-400 wyposażony był w zaawansowane technologicznie radary, umożliwiające wykrycie wroga z odległości 80 km, oraz urządzenie ostrzegające o wykryciu jednostki przez radar przeciwnika. Okręt pokryty był specjalnym tworzywem pozyskanym od niemieckiego sojusznika. Tworzywo to zmniejszało widoczność okrętu na radarach przeciwnika, a także wygłuszało hałasy generowane przez sam okręt. Także niemieckiego pochodzenia były dwa peryskopy zamontowane na I-400, jeden służący do obserwacji dziennej drugi do nocnej. Niemcy dostarczyli także do Japonii technologie „snorkel”  umożliwiającą okrętowi  poruszanie się pod wodą z wykorzystaniem silników diesla.

 

Żaden z trzech okrętów typu I-400 nie wziął nigdy udziału w operacjach bojowych. Dowództwo japońskie planowało jednak atak na śluzy Kanału Panamskiego. Atak taki miał na sześć miesięcy przeciąć tę ważną drogę zaopatrzenia dla Amerykanów. Załogi przeszły cykl szkoleń z procedur startu i lądowania samolotów, a także trening na specjalnie zbudowanej z drewna makiecie śluz.

 

Jednak upadek Okinawy i widmo inwazji USA na Japonię spowodowało, że plan ataku anulowano. W jego miejsce planowano zaatakować atol Ulithi gdzie Amerykanie skoncentrowali 15 lotniskowców przygotowujących się do serii ataków na macierzyste wyspy japońskie. Ten atak także nie doszedł do skutku gdyż przygotowujące się do ataku załogi dostały wiadomość o kapitulacji i rozkaz poddania się.

 

Warto także wspomnieć o I-402, który został przekształcony z „podwodnego lotniskowca” w „podwodny tankowiec” mający zaopatrywać odcięte garnizony rozproszone na Pacyfiku. Decyzja taka podyktowana była totalną supremacją lotnictwa amerykańskiego na Pacyfiku, niszczącego praktycznie  każdy  japoński konwój z zaopatrzeniem.

 

Amerykanie którzy nie mieli pojęcia o istnieniu takich jednostek w arsenale japońskim, byli zszokowani ich rozmiarem. W sumie po kapitulacji Amerykanie przechwycili 24 japońskie okręty podwodne w tym trzy typu I-400. Zdobycz zgromadzono w zatoce Sasebo w celu przeglądu i analizy. Kiedy Amerykanie dowiedzieli się, że ZSRR zamierza wysłać swych specjalistów w celu inspekcji japońskiego sprzętu,  zdecydowali o zatopieniu części okrętów. Cztery z nich I-400, I-401 oraz dwa inne zaawansowane technologicznie okręty I-201 i I-203 zostały zabrane na Hawaje w celu szczegółowej analizy. Po przeprowadzonych testach zdecydowano o zatopieniu także tych jednostek, zapobiegając w ten sposób wpadnięcia zaawansowanej technologii w ręce ZSRR ciągle żądającego dostępu do okrętów

 
 
 

 

Kanibalistyczne rytuały Azteków

Fragmenty  ludzkich  kości, które noszą ślady nacięć i długotrwałego wystawienia na działanie ognia. Zostały wydobyte z kilku stanowisk archeologicznych, na terenie świątynnej dzielnicy stolicy Azteków Tenochtitlan (dziś Mexico City). Odnalezione kości należą do dzieci, niewolników i schwytanych wojowników  wrogich plemion.Wszyscy zostali zabici w ofiarnych rytuałach  w czasie religijnych świąt  Azteków. 

 

Kiedy rozpoczął się  hiszpański podbój, stolica państwa Azteków Tenochtitlan była jednym z największych miast na świecie.  W okresie 200 lat miasto urosło z niewielkiej osady na wyspie Texcoco  do potężnego centrum ekonomicznego, politycznego i religijnego, liczącego 200.000 mieszkańców. W samym środku miasta znajdowała się dzielnica świątynna otoczona murem.

 

Wewnątrz murów ulokowana była Wielka Świątynia  poświęcona patronowi Azteków Huitzilopochtlinowi. Obok Wielkiej Świątyni znajdowały się świątynie  boga deszczu Tlaloca, świątynia Quetzalcoatla  z „tlachtli” (rodzaj boiska do gry ) oraz stojakiem ofiarnym „tzompantli”, Świątynia Słońca dedykowana Tonatiuhowi, Dom Orła poświęcony wojownikom oraz platformy ofiarnicze.

 

Dzięki przekazom historycznym wiemy, że władcy azteccy wraz z kastą kapłanów i niektórymi klasami wojowników. Praktykowały w rytuałach  religijnych kanibalizm. Po osteologicznej analizie odnalezionego materiału kostnego. Potwierdzono, że ofiary zostały odarte z tkanki mięśniowej zaraz po rytualnym mordzie, wskazują na to nacięcia  wykonane na świeżej kości.

 

Praktyka rytualnego kanibalizmu wśród Azteków miała znaczenie ceremonialne, była  stosowana wyłącznie  przez osoby z absolutnej elity społecznej. Celem tych rytuałów był wchłonięcie „boskiej mocy” zawartej w ciele rytualnie zabitej ofiary. Dla Azteków ofiarowane osoby były inkarnacją bogów, których reprezentowali. I spożycie ich mięsa było rodzajem styczności z tym, co boskie. 

 

Hiszpański pisarz z epoki Francisco Cervantes Salazar wspomina i wyjaśnia, że ramiona i nogi były najbardziej cenione i najczęściej  zjadane. Mięso z rąk i stóp zarezerwowane były wyłącznie dla władcy i kapłanów. Krew nie była pita gdyż uważano ją za jedzenie bogów. Diego Duran 16to wieczny mnich  odnotował, że przywilejem wojownika, który doszedł do  rangi tequihua. Było prawo do uczestniczenia w tych rytuałach w czasie pewnych świąt. Range tequihua wojownik osiągał, gdy pojmał w walce czterech przeciwników.

 

Rytuałów dokonywano w określone daty np: Atlcahualo, czyli  pierwszy miesiąc kalendarzowego roku. Bogowi deszczu Tlalocowi ofiarowywano wtedy dzieci. Ich mięso było gotowane i spożywane, przed ceremonią dzieci zachęcano do płaczu gdyż jak wierzono ich łzy są znakiem nadchodzącego deszczu. W czasie miesiąca tlacaxipehualizli  ofiary zabite w świątyni  Huitzilopochtlia zjadane były przez wojowników, którzy je schwytali. Mięso było gotowane i każdy z uczestników dostawał z miski jeden kawałek.

 

 

 

Zmarł "ostatni samuraj" Hiroo Onoda

Wczoraj, tj.16 stycznia 2014 r. w wieku 91 lat zmarł „ostatni samuraj”. Porucznik Hiroo Onoda. Pozostawał on w ukryciu przez 29 lat prowadząc walkę partyzancką na filipińskiej wyspie Lubang. Wierny rozkazom i kodeksowi honorowemu samurajów wykonywał swój ostatni rozkaz prowadzenia działań dywersyjnych.

 

Ulotki informujące o zakończeniu wojny i wzywające do poddania się niedobitków japońskich, ukrywających  się w lesie, uznał za wrogą dezinformacje. Wraz z trzema towarzyszami, żywił się bananami, orzechami kokosowymi i mięsem upolowanych zwierząt a także tym, co udało się zdobyć na wieśniakach.

 

Miejscowa Policja wraz z ludnością organizowała wiele obław na Japończyków. W walkach tych poległo 30 Filipińczyków. Jeden z towarzyszy porucznika Onody poddał się w 1950 r. a dwoje pozostałych z nim poległo w walkach. Jeden w 1954 r. a drugi w 1972 r. Sam Onoda został  oficjalnie uznany za poległego w 1959 r.

 

Nie zraziło to jednak młodego studenta, Norio Suzuki, który odszukał porucznika Onodę w 1974 r. Fanatyczny żołnierz odmówił poddania się i wyjścia z lasu,  gdyż jak argumentował nie został zwolniony z wykonania rozkazu. Suzuki powrócił na wyspę z fotografiami, bratem porucznika oraz z jego byłym dowódcą majorem Yoshimi Taniguchi. Który wręczył mu oficjalny list rządu Japonii zwalniający go ze służby.

W połatanym mundurze, lecz z bronią  utrzymaną w doskonałym stanie 52 letni porucznik Onoda poddał się, a w symbolicznym akcie kapitulacji, przekazał swą szable oficerską  Prezydentowi Filipin Marcosowi. Prezydent Marcos ułaskawił Onodę za przestępstwa popełnione w czasie, kiedy był przekonany, że wojna nadal trwa i zwrócił mu jego szablę.

 

Zanim jeszcze Onoda powrócił do Japonii, został okrzyknięty  bohaterem narodowym i strażnikiem wartości , które zanikają w społeczeństwie. Po powrocie do domu została mu przyznana emerytura wojskowa. Aby przeżyć Onoda imał się różnych zajęć. Prowadził między innymi szkołę przetrwania. W 1975 r. wyemigrował do Brazylii gdzie został hodowcą bydła. W 1996 r. powrócił na wyspę Lubang z krótką wizytą by przekazać 10 000 dolarów na miejscową szkołę. Pozostawił  też po sobie książkę  pod tytułem „ No Surrender: My Thirty  Years War”  

 

 

Historia zatopiona w głębinach

Historia tego statku zaczyna się w kwietniu 1940 r. w stoczni Joseph Thompson & Son w Sunderlandzie. Statek zbudowany na zamówienie prywatnego armatora Albyna Lines  został nazwany SS Thistlegorm. Transportowiec o wyporności 4898 ton uzbrojono w broń przeciwlotniczą i wcielono do floty transportowej  Marynarki Wojennej. Transportowiec odbył pomyślnie trzy rejsy.

 

W pierwszy rejs statek udał się do USA po szyny kolejowe i części zamienne dla samolotów, drugi do Argentyny po zboże a trzeci na Karaiby po rum i cukier. Po krótkiej naprawie w Glasgow, SS Thistlegorm został załadowany materiałami wojennymi dla wojsk brytyjskich walczących w Afryce. Dokładnie 2 czerwca 1941 opuszcza Glasgow i obiera kurs na Aleksandrię w Egipcie, jak się potem okaże był to ostatni rejs tego statku.

 

Z powodu dużej aktywności lotnictwa i floty państw osi na Morzu Śródziemnym,  Kapitan William Ellis obiera dłuższą, lecz bezpieczniejszą trasę dookoła Afryki. Po dotarciu na Morze Czerwone, SS Thistlegorm  wraz z osłaniającym go lekkim krążownikiem HMS Carlisle zmuszony został do postoju na kotwicowisku. Stało się tak ze względu na kolizję, która zablokowała Kanał Sueski.

Głównie z tego powodu 6 października dwa niemieckie bombowce Heinkel He-111, startujące ze swej bazy na Krecie, odnalazły transportowiec i zniszczyły go. W wyniku nalotu  dwie bomby trafiły w cel zatapiając statek wraz z dziewięcioma członkami załogi. Cenny ładunek składający się z ciężarówek, motocykli, transporterów opancerzonych, karabinów, amunicji, a także dwóch lokomotyw i wagonów został bezpowrotnie utracony.

 

Historia SS Thistlegorm nie kończy się jednak wraz z jego zatopieniem. W 1956 r.  słynny Jacques Cousteau, przy pomocy informacji  pozyskanych od  lokalnych rybaków, odnalazł wrak. Wydobył z niego kilka przedmiotów, w tym sejf kapitana, dzwon okrętowy i motocykl. Eksploracja wraku została opisana szczegółowo w jego książce The Living Sea. Wrak został potem zapomniany na wiele lat. Aż do 1990 r. kiedy spoczywający na głębokości 30 m statek  stał się  popularnym obiektem wypraw nurków z całego świata.