Życie codzienne Słowian cz6

Kategorie: 

public domain

Kolejny odcinek serii, zostanie poświęcony rzemiosłu i pracy w warsztatach. Co natychmiast uderza i dziwi osobę, która poświęci trochę czasu badając wczesnośredniowieczne zapisy na temat Słowiańszczyzny jest to, że tak ważni z punktu widzenia życia codziennego,  wytwórcy różnorakich przedmiotów codziennego użytku bez których często nie sposób się obejść. Zostali niemal całkowicie pominięci i nie zauważeni przez kronikarzy zachodnich którzy towarzyszyli misjonarzom przybywającym na nasze ziemie. Nawet opis misji Ottona z Bambergu,  który jest zwykle zródłem informacji na temat Słowian milczy na ten temat. Dopiero arabski uczony piszący na Sycylii w połowie XII wieku dzieło geograficzne wspomina kilka miast polskich gdzie rzemieślnicy według jego słów są "zręczni i obznajomieni ze swymi zawodami".

 

Wytłumaczeniem tego może być fakt, że w oczach przybysza mieszkańcy miast i osad zlewali się w jedną całość i nie sposób ich było odróżnić. Zwłaszcza, że w tamtym okresie poszczególne zawody nie zajmowały jeszcze osobnych kwartałów w miastach jak to miało miejsce w wiekach pózniejszych. Także same zawody nie były jeszcze w wielu przypadkach jasno rozdzielone. I tak wielu rzemieślników zajmowało się jednocześnie uprawą poletka obok grodu czy też rybactwem na pobliskiej rzece czy jeziorze a w warsztatach pracowali sezonowo łącząc często kilka pokrewnych zajęć jak na przykład szewstwo z garbarstwem czy bursztyniarstwo z rogownictwem, jednym słowem wedle surowców do których mieli dostęp a zwłaszcza narzędzi jakimi dysponowali.

 

Na szczęście nauka może się w tym przypadku obejść bez świadectw pisanych, a liczne znaleziska archeologiczne poświadczają kunszt rzemieślników i różnorodność zawodów występujących na Słowiańszczyznie. Spośród wszystkich zawodów na czoło bardzo szybko wysuwa się kowalstwo w tamtym okresie nierozdzielne z hutnictwem. O ile wyrób przedmiotów z drewna, rogu, kości czy też na przykład tkactwo mogło być uprawiane na własne potrzeby przez niemal każdego to pozyskiwanie i wyrób metalu stały się monopolem wtajemniczonych a przez to cieszących się prestiżem i szacunkiem specjalistów. Z tego powodu kowalstwo przeniknęło w wielu kulturach do sfery kultu i mowa tu nie tylko o kulturach starożytnych ale także o wczesnośredniowiecznej Skandynawii.

Bazę metalurgii stanowiły rudy darniowe, obficie występujące na łąkach i mokradłach. Po wypłukaniu i wysuszeniu materiał wkładano do grubych glinianych naczyń na przemian z węglem drzewnym i prażono przez wiele godzin na otwartym palenisku, zorganizowanym często zaraz obok miejsca wydobycia. W ten sposób uzyskiwano żużel żelazny, który po kilkukrotnym przekuciu przemieniał się w względnie oczyszczony metal. Była to metoda dość prosta, lecz stosowano też bardziej skomplikowany proces.

Budowano gliniane piece (poza murami grodu) zwane dymarkami do nich tez wkładano na przemian z węglem drzewnym rudę. Tu jednak dla podniesienia temperatury stosowano miechy poruszane ręcznie lub nożnie, dzięki temu uzyskiwano temperaturę 1400 C co pozwalało na uzyskanie ciekłego dość czystego metalu. Nauczono się pozyskiwać nie tylko żelazo ale i stal i wykonywać odpowiednie stopy. W wytwarzaniu narzędzi metodą zgrzewania i skuwania łączono żelazo i stal produkując w ten sposób wytrzymałe narzędzie o wytrzymałej stalowej części roboczej, czasami poprzestawano na nawęglaniu żelaza co zapewniało jego utwardzenie.

 

Z tak uzyskanego w wielkim trudzie, drogiego surowca kowale wykonywali i naprawiali różne przedmioty. W małych kuzniach wiejskich najprostsze narzędzia rolnicze takie jak siekiery, noże, sierpy, półkoski, radlice czy części do uprzęży. W grodach wykonywano wiertła, dłuta, pilniki, haczyki do połowu ryb  ale też groty włóczni i strzał, wszystko to co było potrzebne do pracy w gospodarstwie i na wojnie. Wydaje się tylko, że miecze były zbyt trudne w produkcji i sprowadzano je z innych krain, często same głownie, które oprawiane były w lokalnych warsztatach. Wraz z upływem czasu popyt na wyroby kowalskie wzrastał zwłaszcza wśród tworzącej się grupy feudalnej. Zawsze nienasyconej i domagającej się coraz to różnorodniejszego i jakościowo lepszego ekwipunku. Dlatego zakładali swe własne kuznie pracujące na ich potrzeby w grodach i dworach. Reszta kowali mogła wystawić swe produkty na sprzedaż na targowiskach.

 

Kowale pracowali prawie wyłącznie w żelazie. Inne metale używane były do wyrobu ozdób i trudniła się tym osobna grupa metalurgów-złotników. Nazwa ta może być nieco myląca gdyż rzemieślnicy ci ze złotem mieli do czynienia dość rzadko. Pracowali najczęściej w brązie, cynie i ołowiu i z rzadka w srebrze. Odlewali oni ozdoby takie jak charakterystyczne dla kobiet słowiańskich kabłączki dekorujące skroń czy pierścionki, zawieszki. Przetapiali także w małych tygielkach złom srebrny, monety złote i straszą biżuterię na sztabki i bryłki używane w handlu. Warsztaty takie znajdowały się w podgrodziu choć ci najbardziej utalentowani znajdowali zatrudnienie u możnych gdzie pracowali na powierzonym im cennym kruszcu wykonując posrebrzane ostrogi, biżuterię i naczynia, a także naczynia kultowe dla świątyń. Dziełem lokalnych mistrzów była na pewno posrebrzana głowa Trzygława i jego złoty posążek znajdujący się w świątyni wolińskiej.

 

Naczynia metalowe a już na pewno te posrebrzane były luksusem warstw wyższych społeczeństwa. Szerokie masy ludowe zadowolić się musiały naczyniami glinianymi. Początkowo naczyna lepione były metodą chałupniczą przez kobiety. Z czasem na dobre do użytku weszło koło garncarskie obsługiwane przez mężczyzn i w ten sposób narodziła się wyspecjalizowana profesja garncarska. Na początku na kole otaczano tylko górną część naczynia, pózniej także ścianki. Produkcja dobrej jakości ceramiki wymagała dużej zręczności i umiejętności i wiedza ta często przekazywana była z ojca na syna, który latami u boku ojca zbierał doświadczenie. Poszczególni garncarze oznaczali  swe produkty znakami w formie kół, krzyży, swastyk, gwiazd a nawet stylizowanych diagramów zwierzęcych. Znak taki potrzebny był nie tylko jako swego rodzaju logo firmy ale też miał znaczenie praktyczne, odróżniał wyroby poszczególnych garncarzy wypalane wspólnie w jednym ogromnym piecu.

 

Kiedy już jest mowa o ceramice słowiańskiej warto wspomnieć o tym jak bardzo ta ceramika była pożądana w krajach ościennych i uświadomić ludziom w Polsce, że rozpowszechniona opinia o prymitywnej słowiańskiej ceramice jest kłamstwem wymyślonym w XIX i XX wieku przez niemieckich badaczy. Badacze ci kierowali się motywami politycznymi i rasowymi mającymi udowodnić germański suprematyzm nad prymitywnymi Słowianami i udowodnić tym, że transmisja postępu zawsze szła od German do Słowian i nigdy na odwrót. Niestety ich opinie utrwaliły się w kołach naukowych w krajach zachodnich a często były także powielane w Polsce. W rzeczywistości w tej dziedzinie, ceramika słowiańska wyróżnia się wysoką jakością na tle ceramiki skandynawskiej i to właśnie Skandynawowie uczyli się od Słowian. Skandynawowie nie mieli umiejętności i wiedzy w tej dziedzinie czego dowodem są straszne gnioty ulepione przez skandynawskich garncarzy a dziś odnajdywane przez archeologów.

 

Ceramika pochodzenia słowiańskiego była pożądana na terenie całej Skandynawii już od połowy VIII wieku (z tego okresu pochodzą najstarsze przykłady ceramiki słowiańskiej)  i obecna tam aż do wieku XIII. Najbardziej znaczącym typem ceramiki słowiańskiej jest ceramika typu Feldberg (mocno wypalane, wysokie naczynia charakteryzujące się wytrzymałością a zarazem cienkością ścianek, dekorowane linią falistą w górnej części) odnajdywane powszechnie na stanowiskach archeologicznych w całej Skandynawii na przykład w Birce w Szwecji i Kaupang w Norwegii by wspomnieć tylko te dwa gdyż nie ma tu miejsca by wymienić wszystkie z rosnącej liczby stanowisk. Ceramika słowiańska wkładana była często do grobów osób możnych co podkreślało ich status. Jak wykazały badania część ceramiki słowiańskiej odnalezionej w Skandynawii nie pochodziła z importu lecz została wykona na miejscu z lokalnej gliny. Dowodzi to na obecność Słowian w Skandynawii. Zresztą w całej Skandynawii odkrywane są zwarte osiedla słowiańskie (charakterystyczne półziemianki) a także cmentarzyska wskazujące na stały pobyt wielu pokoleń słowiańskich kolonistów na ziemi skandynawskiej.

 

Obok dowodów archeologicznych i znalezisk grobowych aktywną rolę Słowian w kolonizacji Skandynawii potwierdzają skamieliny lingwistyczne i tak na przykład w Danii istnieją do dziś wioski o słowiańsko brzmiących nazwach jak Jelice, Binice, Koselice na samej wyspie Falster jest kilkanaście miejscowości o słowiańskich nazwach jak na przykład Korselice. Na tej to wyspie archeolodzy odkryli pozostałości stoczni. Oczywiście natychmiast uznano, że odnalezione tam statki są jednostkami skandynawskimi, jednak po dodatkowych badaniach wyszło na jaw, że są to statki słowiańskie gdyż w sposób zasadniczy różniły się sposobem budowy od statków skandynawskich (Skandynawowie łączyli elementy statku żelaznymi gwozdziami, Słowianie natomiast preferowali drewniane kołki).

 

Naukowcy Skandynawscy nawet w świetle coraz to nowych odkryć mają stale problem z zaakceptowaniem faktu, że to Słowianie byli też stroną ekspansywną i kolonizującą (w XI w Bornholm był słowiański a Gottlandia w dużej części zasiedlona przez Słowian) objawia się to nawet w wymyślaniu neutralnych nazw dla słowiańskiej ceramiki występującej w Skandynawii takich jak "ceramika bałtycka" czy "ceramika południowo skandynawska" lub ceramika "typu II " wszystko byle nie przyznać, że to ceramika pochodzenia słowiańskiego. Jako ciekawostkę wspomnę tylko, że badania archeologiczne pokazały, że pierwszymi Europejczykami na Islandii byli właśnie Słowianie ( odkryto resztki domów wybudowane na modłę słowiańską) poszlaki tego można nawet odszukać w sagach skandynawskich. Ale to już inna opowieść. Odbiegłem nieco od głównego wątku powróćmy zatem do rzemiosła Słowian.

 

Często odkrywanymi przez archeologów przedmiotami są te wykonane z rogu. Zwłaszcza grzebienie do włosów, grzebienie tkackie, szydła, łyżki, kostki do gry a nawet głowice mieczy. Przed przystąpieniem do obróbki rogu najpierw należało go zmiękczyć. Tak przygotowany surowiec cięto piłkami i strugami oraz  wygładzano pilnikami, następnie toczono na rodzaju tokarki poruszanej nogą za pomocą systemu sznurków i kółek. Czasami przedmiot ozdabiano przy pomocy rylców. W warsztacie rogowiarskim w użyciu były też młotki, kowadełka przecinaki. Najczęściej w obróbce używano rogów jelenia i łosia. Rogowiarze pracowali także na kości wymagającej dodatkowych zabiegów odtłuszczających.  W warsztacie odkrytym na wyspie Wolin naliczono 7 tyś odpadów różnej wielkości, świadczy to o tym, że i ten zawód przechodził z ojca na syna.

 

Pokrewną rogowiarstwu profesją, wymagającą zresztą podobnych narzędzi i często wykonywaną przez tych samych ludzi było bursztyniarstwo, będące specjalnością Słowian zamieszkujących nad Bałtykiem. Bursztyn wbrew pozorom pozyskiwany był nie tylko na brzegu Bałtyku ale kopany był w głębi lądu w okolicach Kamienia i Słupska. Nawet w pózniejszym średniowieczu trafiały się tam bryły o wadze kilku kilogramów. W okolicach Gdańska w czasach krzyżaków bursztyn zbierali rybacy na których ten obowiązek nałożyli braciszkowie odbierający od nich daninę w postaci nie tylko ryb ale i bursztynu. Być może właśnie to rybacy w czasach plemiennych zajmowali się także zbieraniem bursztynu i dostarczaniem go do warsztatów bursztyniarskich. Przed obróbką bursztyn moczono i myto w specjalnych kadziach i dopiero czysty i lśniący surowiec podlegał dalszej obróbce.  Bursztyn to tworzywo stosunkowo miękkie i łatwe do kształtowania, dlatego wielu mieszkańców domowym sposobem wycinało z niego różne wisiorki, koraliki i amulety.

Profesjonalne warsztaty zaczęły powstawać około X wieku przerabiając duże ilości tego materiału z pewnością nie tylko na użytek wewnętrzny ale w głównej mierze na eksport. Sądząc po wielkiej ilości odnajdywanych odpadów i zepsutych w toku procesu produkcji ozdób musiała to być ważna i przynosząca spore zyski gałąz gospodarki. Zresztą eksport bursztynu z naszego wybrzeża ma długie tradycje sięgające czasów starożytnych, zapewne każdy słyszał o słynnym bursztynowym szlaku. Jednak w czasach bursztynowego szlaku eksportowano raczej surowiec niż produkt końcowy.

 

Ironią historii jest, że nie zachowała się oryginalna słowiańska  nazwa cennego surowca kojarzonego na całym świecie z naszym krajem. Nie jest słowiańską nazwą "jantar" nazwa ta jest litewska i pochodzi od słowa "gentarus" przejęta na Rusi i rozpowszechniona  na inne kraje słowiańskie. Także używane przez nas słowo "bursztyn" pochodzi z Niemiec i znaczy tyle co "płonący kamień".

 

Trudno tu opisać wszystkie zajęcia którymi parali się nasi przodkowie. Szewcy szyli buty mając do dyspozycji kopyto, szydło i dratwę, buty wyrabiali ze skóry pozyskanej od garbarza. Garbarz zmiękczał swe skóry w drewnianych kadziach wykonanych przez bednarza, który produkował też inne naczynia klepkowe. Inne mniejsze naczynia z drewna wykonywali łagiewnicy. Cieśle i korabnicy wyrabiali zwinne łodzie bez których nie byłaby możliwa ekspansja, handel i osiedlanie się na północnych brzegach Bałtyku. Tkactwo początkowo zajęcie domowe z biegiem czasu zyskało na znaczeniu i wymagało sporych umiejętności by wyprodukować tkaninę wielobarwną o złożonym wzorze, niekiedy imitującą futro o długim włosiu na zewnętrznej stronie. Także początkowo prymitywne krosna pionowe już na początku wczesnego średniowiecza zastąpione zostały przez bardziej skomplikowane warsztaty poziome.

 

Na koniec przyjrzymy się dwóm inny zawodom, które odgrywały ważną rolę w gospodarce Słowian a mianowicie szklarstwu i solewarstwu. Warsztat szklarski łączony był często z pracownią złotniczą i bursztyniarską. Wytwory warsztatu szklarskiego były to paciorki, pierścionki a także naczynia. Szkło było mniej lub bardziej przezroczyste a najczęściej całkiem nieprzezroczyste. Występowało w różnych kolorach w zależności od zastosowanych składników. Zdarzały się w kolorach żółtym, pomarańczowym, ciemnoniebieskim, bordo, jasnozielone lub po prostu bezbarwne. Proces produkcyjny oparty był na technologii zapożyczonej z Europy zachodniej pozyskany na fali kontaktów handlowych. Wykonywane lokalnie paciorki nie zaspokajały potrzeb wybrednych i strojących się Słowianek. W wykopach archeologicznych często pojawiają się ozdoby z importu z takich krain jak Europa zachodnia, Ruś  a nawet z Bliskiego Wschodu.

 

O wiele większe znaczenie dla gospodarki Słowian miało solewarstwo. Prym wiedli mieszkańcy Kołobrzegu i Zaodrza. Sól eksploatowano tam już przed rokiem 1000 a założone tam przez Bolesława Chrobrego biskupstwo nosiła nazwę "solnego" jednak o skali produkcji dowiadujemy się dopiero z przekazów pochodzących z XII wieku. Solonośne tereny znajdowały się na północ od miasta na prawym brzegu Parsęty. Kopano tam studnie o wymiarach 3x3 m w których zbierała się woda o wysokiej zawartości soli. Przy zródle budowano tak zwane panwie czyli rodzaj wielkich mis w których nad ogniem odparowywano solankę. Do eksploatacji jednego ujęcia wykorzystywano maksymalnie cztery panwie w zależności od wielkości ujęcia. w samym Kołobrzegu w XIII wieku czynne były 23 ujęcia. Opłaty od małej panwi wynosiły w tym czasie cztery beczki rocznie od małej i osiem od dużej. Tytułem danin solanki kołobrzeskie dostarczały kilkuset beczek soli rocznie, zatem produkcja roczna musiała sięgać kilku tysięcy beczek rocznie.

 

W sąsiedztwie ujęć znajdowały się szopy- magazyny w których składowano sól przed dalszym transportem. Na brzegu rzeki zorganizowana była przystań na której ładowano sól na statki. Odparowywanie soli wymagało ogromnych ilości drewna. Po wytrzebieniu okolicznych lasów drewno sprowadzano z innych części kraju, spławiając je oczywiście rzekami. Produkcja soli miała charakter sezonowy i trwała od wiosny do końca lata w tym okresie osiągano największą wydajność. Jako działalność bardzo lukratywna, solanki zostały wcześnie włączone w system monopoli książęcych i stanowiły obiekt licznych nadań na rzecz młodej, tworzącej się dopiero organizacji kościelnej.

 

Sól kołobrzeska zaspokajała lokalne zapotrzebowanie lecz była też eksportowana do innych części Polski a nawet krajów ościennych. Duże ilości soli kołobrzeskiej trafiały drogą morską do Gdańska skąd Wisłą trafiała dalej na południe. Wiemy też, że mniszki z Trzebnicy raz do roku sprowadzały cały statek soli, spławiany Odrą do ich klasztoru na Dolnym Śląsku. Podobne ładunki wysyłane były do Skandynawii. Dopiero w pózniejszym średniowieczu produkcja soli na ziemi kołobrzeskiej załamała się ustępując miejsca importowanej soli z okolic Luneburga nad Łabą a nawet soli sprowadzanej znad francuskiej Loary. Tak czy inaczej produkcja, dystrybucja i handel solą przyczyniły się jak żadna inna gałąz gospodarki do rozbudowania więzi i kontaktów handlowych z innymi częściami Polski.

Ocena: 

1
Średnio: 1 (1 vote)

Skomentuj