luty 2023

Pierwsza wzmianka o zorzy polarnej znaleziona w starożytnych chińskich kronikach

Najstarszy na świecie datowany zapis obserwacji zorzy polarnej został znaleziony w tzw. Rocznikach Bambusowych – kronikach historii starożytnych Chin, obejmujących okres 2400-299 p.n.e. Jak dotąd najwcześniejsze znane wzmianki o tym, co można wstępnie przypisać zorzom, pochodzą z VI-VII wieku p.n.e. teraz uzyskano opis z X wieku p.n.e.. Artykuł na ten temat został opublikowany w czasopiśmie Advances in Space Research.

 

Takie opracowania chronologiczne przynoszą korzyść całemu środowisku naukowemu poprzez zwielokrotnienie liczby przykładów ekstremalnych zjawisk pogody kosmicznej, które miały miejsce w przeszłości i grożą powtórzeniem się w naszych czasach, kiedy mogą im towarzyszyć poważne straty dla całej nowoczesnej infrastruktury technologicznej.

 

Odkryto że miejsce obserwacji tych zórz było daleko od północy, w Haojing [stolicy Zachodniego Zhou], na szerokości i długości geograficznej 34° 14'N. i 108 ° 46 ′ E, a to wydarzenie może być datowane na 977 lub 957 p.n.e. Na tej podstawie obliczono rozszerzenie widoczności zorzy do równika jako ≤39,0° w szerokości magnetycznej i zrekonstruowano granicę równikową owalu zorzy jako ≤45,5° w niezmiennej szerokości geograficznej. Znaleziska dokonano zaledwie dwa lata po przedstawieniu poprzedniego rekordzisty – kilku zapisów rzekomo o zorzach, o których wspominali asyryjscy astronomowie na tabliczkach klinowych w latach 679-655 p.n.e.

 

W tym przypadku problem z rozpoznaniem zorzy („pięciokolorowego światła”) w kronikach powstał, ponieważ oryginalne Roczniki Bambusowe zaginęły, a następnie zostały ponownie odkryte w III wieku naszej ery i ponownie utracone podczas Imperium Song, które istniało w X-XIII wieku. W XVI wieku pojawiła się „przywrócona” wersja tekstu, w której niebiański obiekt zainteresowania naukowców został zastąpiony przez „kometę”. Teraz nowe badanie wykazało, że ten odczyt należy uznać za błędny, bo chodziło o wielką aktywność słoneczną skutkująca niezwykłym pokazem fenomenu aurora borealis.

Archeolodzy znaleźli w Polsce ślady wymarłego gatunku ludzkiego

Antropolodzy z UW badali kamienne narzędzia odkryte w polskiej jaskini Tunel-Wielki 50 lat temu i doszli do wniosku, że należą one do wymarłego gatunku ludzkiego. Prace naukowców zostały opublikowane w czasopiśmie Scientific Reports.<--break->

 

Według naukowców narzędzia te są uznawane za jedne z najstarszych, jakie kiedykolwiek znaleziono w tym regionie. Wcześniej zakładano, że wiek znalezionych w jaskini narzędzi to maksymalnie kilkadziesiąt tysięcy lat. Analiza wykazała jednak, że narzędzia mogą mieć od 450 000 do 550 000 lat.

 

Naukowcy spekulują, że narzędzia zostały wykonane przez wymarły gatunek ludzki Homo heidelbergensis (człowiek z Heidelberga). Naukowcy uważają człowieka z Heidelberga za ostatniego wspólnego przodka neandertalczyków i ludzi współczesnych.

Władze okupacyjne Chersonia wywiozły szczątki księcia Grigorija Potiomkina

Prorosyjscy przywódcy okupacji Chersonia przyznali, że dokonali ekshumacji szczątków założyciela miasta, księcia Grigorija Potiomkina-Tauryda. „Niech spojrzy na cały region Chersoniu” – powiedział gubernator Kremla Władimir Saldo.

 

 

Szczątki założyciela Chersoniu, spoczywające w katedrze św. Katarzyny, zostały przeniesione na lewy brzeg Dniepru. Fakt ekshumacji kości Grigorija Potiomkina-Tawrijskiego uznał „p.o. gubernatora obwodu chersońskiego” Władimir Saldo. Ogłosił to w telewizji. Wpis jest rozpowszechniany w kanałach Telegram.

 

„Pytają mnie, dlaczego duchowe relikwie i pomniki zostały usunięte i wywiezione z Chersoniu. To była moja decyzja. Tak, przenieśliśmy pomnik do Uszakowa. Przewieźliśmy na lewy brzeg szczątki Najjaśniejszego Księcia, które znajdowały się w kościele Katarzyny... Przewieźliśmy samego Potiomkina, Suworowa i Margielowa. Te kapliczki, które trzeba zachować. Postać Potiomkina, być może mistyczna... Jest on związany z rozwojem wszystkich ziem czarnomorskich. Okresowo jego imię było zapomniane. W 1921 r. władze sowieckie usunęły jego pomnik. Był przechowywany w magazynie. Potem zniknął, ale wrócił w 2003 roku”- przyznał Saldo.

 

Jednocześnie protegowany Kremla stwierdził, że kradzież szczątków Potiomkina pozwoliłaby księciu zmarłemu w 1791 roku „zobaczyć region Chersoniu”.

 

„Przepraszam za alegorię, przenieśliśmy go, niech patrzy nie tylko na Chersoń, ale na cały region Chersoniu. Zwrócimy go na swoje miejsce. Wszystkie relikwie powrócą na swoje miejsce. Nasza sprawa w tym przypadku jest słuszna. Nie chcemy niczego innego, jak prowadzić spokojne życie. Daj ludziom szansę na takie życie” – dodał jeden z przywódców okupacyjnych administracji Federacji Rosyjskiej na terenie Ukrainy.

 

19 października, na tle kontrofensywy Sił Zbrojnych Ukrainy, najeźdźcy rozpoczęli ewakuację części mieszkańców Chersoniu. Jak wyjaśnił wiceprzewodniczący SBU w latach 2014-2015 ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego Ukrainy Wiktor Jagun, w pierwszej kolejności ewakuowano rodziny kolaborantów i Rosjan, którzy pojawili się w mieście po okupacji.

 

Grigorij Aleksandrowicz Potiomkin-Tawriczesky (1739 - 1791) - mąż stanu Imperium Rosyjskiego, twórca Floty Czarnomorskiej i jej pierwszy głównodowodzący, generał feldmarszałek. Nadzorował przystąpienie i pierwotną strukturę Krymu, gdzie posiadał kolosalne działki. Ulubieniec Katarzyny II. Pierwszy właściciel Pałacu Taurydów w Petersburgu.

 

Bizantyjskie zapisy dat zaćmień Słońca umożliwiły udoskonalenie pomiarów obrotu Ziemi

Zapisy zaćmień Słońca sprzed 1500 lat pozwoliły naukowcom udoskonalić pomiary zmian w rotacji Ziemi.

 

Żmudna analiza dokumentów historycznych z Cesarstwa Bizantyjskiego pozwoliła naukowcom określić czas i miejsce pięciu zaćmień Słońca. Wyniki, choć zgodne z wcześniejszymi odkryciami, nakładają nowe, ściślejsze ograniczenia na zmienną prędkość rotacji Ziemi, dając nam lepsze zrozumienie tego, jak nasza planeta zmienia się w czasie.

 

Długość dnia wydaje się być dość wiarygodną, ​​niezmienną metryką. 24 godziny na dobę: 86 400 sekund. Tyle naszych zegarów liczy dzień po dniu. To jest rytm, w którym żyjemy. Ale to mała iluzja. Szybkość rotacji naszej planety zwalnia i przyspiesza pod wpływem wielu czynników, zarówno pod stopami, jak i nad głową.

 

Rozważ długoterminowy trend, w którym nasze dni powoli się wydłużają. Na podstawie szczątków kopalnych naukowcy doszli do wniosku, że 1,4 miliarda lat temu długość dnia wynosiła zaledwie 18 godzin, a 70 milionów lat temu była o pół godziny krótsza niż dzisiaj. Wygląda na to, że otrzymujemy 1,8 milisekundy na wiek. A potem są dziwne sześcioletnie fluktuacje: naukowcy odkryli, że dzień ziemski podlega fluktuacjom czasu o plus-minus 0,2 sekundy co mniej więcej sześć lat.

 

Wygląda na to, że chybotanie Ziemi może generować anomalie, takie jak niezwykle krótki dzień widziany w zeszłym roku. Od aktywności jądra, oporu atmosferycznego po rozszerzającą się orbitę Księżyca, na rzeczywistą długość ziemskich dni może wpływać wiele czynników.

 

Rozbieżność między ogólnie przyjętą długością dnia, na którą wszyscy ustawiamy zegary (czas uniwersalny, lub UT), a ustandaryzowaną metryką dokładnie mierzoną przez zegary atomowe (czas ziemski lub TT), najdokładniejsze dostępne instrumenty do pomiaru czasu, jest pomiarem znany jako ΔT (delta-T).

 

ΔT staje się naprawdę ważne, jeśli chodzi o zaćmienia Słońca. Dzieje się tak dlatego, że pozycje Słońca i Księżyca są obliczane i przewidywane za pomocą TT, ale cień Księżyca padnie na planetę działającą w UT. Dlatego musisz znać różnicę między tymi dwoma czasami, aby przewidzieć, gdzie zaćmienie będzie widoczne na Ziemi. Ale działa to też w drugą stronę! Jeśli znasz dokładny czas i lokalizację zaćmienia Słońca, możesz obliczyć ΔT. Naukowcom udało się określić ΔT na podstawie danych historycznych z Chin, Europy i Bliskiego Wschodu.

 

Teraz trzech naukowców, Hisashi Hayakawa z Uniwersytetu Nagoya, Koji Murata z Uniwersytetu Tsukuba i Mitsuru Soma z Japońskiego Narodowego Obserwatorium Astronomicznego, przestudiowało dokumenty historyczne z Cesarstwa Bizantyjskiego, aby zrobić to samo.

 

Jest to konieczne, aby wypełnić znaczną lukę: od IV do VII wieku ne istnieje skromna lista zapisów dotyczących zaćmień Słońca. To ciężka praca. Często zapisy nie zawierają szczegółów, które są ważne dla aktualnych badań. Ale naukowcy byli w stanie zidentyfikować pięć zaćmień Słońca na podstawie zapisów, które wcześniej nie były analizowane. Chociaż oryginalne relacje naocznych świadków z tego okresu są w większości zagubione, cytaty, tłumaczenia itp. zapisane przez późniejsze pokolenia dostarczają cennych informacji.

 

Oprócz wiarygodnych informacji o pozycji i czasie potrzebowano potwierdzenia całości zaćmienia: ciemności w ciągu dnia do punktu, w którym gwiazdy pojawiły się na niebie. Naukowcy byli w stanie określić prawdopodobny czas i lokalizację pięciu całkowitych zaćmień Słońca od 4 do 7 wieki we wschodnim regionie Morza Śródziemnego - w 346, 418, 484, 601 i 693 naszej ery. Wartości ΔT, które zespół był w stanie wywnioskować z tych wyników, były w dużej mierze zgodne z wcześniejszymi szacunkami. Były też jednak niespodzianki. Na podstawie raportu z zaćmienia, które miało miejsce 19 lipca 418 r., naukowcy określili miejsce obserwacji całości zaćmienia jako Konstantynopol.

 

Autor, historyk Filostorgius, opisuje zaćmienie w ten sposób: „Kiedy Teodozjusz [cesarz Teodozjusz II] osiągnął wiek dojrzewania, dziewiętnastego lipca, około godziny ósmej, Słońce zostało tak całkowicie zaćmione, że pojawiły się gwiazdy”. Filostorgius mieszkał w Konstantynopolu od około 394 roku aż do śmierci w 439 roku. Dlatego najprawdopodobniej stamtąd obserwował zaćmienie Słońca. Poprzedni model ΔT na ten czas umieściłby Konstantynopol poza ścieżką całkowitego zaćmienia - więc nagranie pozwoliło zespołowi na dostosowanie ΔT na ten czas. Inne wpisy również pokazują drobne korekty.

 

Nowe dane ΔT wypełniają znaczną lukę i pokazują, że margines ΔT dla V wieku powinien zostać skorygowany w górę, a dla VI i VII wieku w dół. Chociaż zmiany te mogą wydawać się niewielkie, mają one poważne konsekwencje. Nakładają one ściślejsze ograniczenia na zmienność obrotu Ziemi w skali stulecia i mogą posłużyć jako podstawa do przyszłych badań innych zjawisk geofizycznych, takich jak modelowanie wnętrza planety i długoterminowe zmiany poziomu morza.

Naukowcy odkryli, że przyczyną śmierci starożytnych cywilizacji mogą być bakterie

To bakterie spowodowały śmierć kilku cywilizacji cztery tysiące lat temu. Do takich wniosków doszła grupa naukowców, którzy odkryli DNA bakterii wywołujących tyfus i dżumę w szczątkach znalezionych podczas wykopalisk.

 

Naukowcy zbadali 32 próbki DNA z miazgi zębowej starożytnych ludzi, którzy zmarli między 2290 a 1909 rokiem p.n.e.

 

W rezultacie w dwóch próbkach znaleziono DNA bakterii Yersinia pestis, która wywołuje dżumę. W kilku próbkach wykryto również Salmonella enterica, która powoduje dur brzuszny.

 

Również, zgodnie z wynikami badań starożytnych szczątków, eksperci doszli do wniosku, że susza, niedobory upraw, migracja ludów i spadek odporności w wyniku braku wody i rozprzestrzeniania się infekcji doprowadziły do ​​wyginięcia cywilizacji 4.2 tysiąc lat temu. 

Tajemniczy Denisowianie krzyżowali się z mieszkańcami Azji i Nowej Gwinei!

Denisowianie czyli jedna z człekokształtnych ras która miała funkcjonować równolegle do Homo Sapiens i Neandertalczyków, interesuje sobą historyków już od kilku lat. Tymczasem wyniki najnowszych badań opublikowane w czasopiśmie Cell wskazują na to że populacja tej zaginionej rasy była o wiele większa niż do tej pory sądzono.

 

Okazuje się bowiem, że mieszkańcy Wschodniej i Południowej Azji przejawiają oznaki genów należących do różnych populacji Denisowian. Oznacza to, że przodkowie takich ludów jak pochodzący z Nowej Gwinei Papuasi, rozmnażali się z przedstawicielami tego tajemniczego gatunku.

Zjawisko z którym mamy tu doczynienia to introgresja. Jest to proces polegający na włączaniu puli genów jednego gatunku do puli genów innego gatunku poprzez krzyżowanie hybrydy międzygatunkowej z jednym z jego rodziców. Fakt istnienia conajmniej dwóch przykładów na tego typu zjawisko oznacza, że współcześni ludzie oraz Denisowianie nie tylko żyli w jednym okresie, ale byli nawet skłonni współistnieć ze sobą a nawet współżyć płciowo.

Autorka badania, profesor Sharon Browning twierdzi że do introgresji doszło w okolicach 200 tysięcy do 50 tysięcy lat temu. Rozstrzał czasowy pomiędzy tymi datami wynika głównie z tego, że do dwóch znanych nam przypadków połączenia się genów Denisowian i Homo Sapiens doszło w dwóch oddzielonych od siebie częściach świata.

 

Tym samym, odkryta dopiero niedawno nowa rasa ludzi po której pozostały jedynie pojedyncze kości i zęby ujawniła przed nami kolejny sekret. Nie można zresztą wykluczyć, że tego typu badania doprowadzą nas do kolejnych tajemnic, bo jak twierdziła profesor Browning "archaiczne DNA" poszukiwane przez jej zespół badawczy nie należało jedynie do Neandertalczyków i Denisowian. Blisko 25% materiału genetycznego nie przypominało nic ze znanych nam gatunków ludzi. Oznacza to, że istnieje jeszcze wiele nieznanych nam hominidów, które również były w stanie krzyżować się z ludźmi. Pytanie brzmi, gdzie są ich szczątki?

 

Menes, mityczny faraon który otrzymał władzę od bogów!

Według relacji historycznych Menes był pierwszym faraonem pierwszej dynastii, z którą rozpoczęła się znana nam historia starożytnego Egiptu. Pojawia się jednak pytanie co było wcześniej? Zgodnie z mitologią pierwszy faraon został obdarzony władzą bezpośrednio przez bogów, z którymi podobno był spokrewniony. Czy była to jednak jedynie zagrywka w celu legitymizacji swojej władzy czy może rzeczywisty zapis przeszłości?

Wraz ze zjednoczeniem górnego i dolnego Egiptu, mieszkańcy tego regionu rozpoczęli okres wielkiego rozwoju. Stworzyli własne pism, sztukę, wprowadzili nowatorskie metody rolnictwa oraz liczne techniki rzemieślnicze. Obecnie uważa się, że te procesy przebiegały znacznie wolniej niż przekazuje się w mitach, a w szczególności jeśli chodzi o zjednoczenie polityczne. Wiele wskazuje na to iż połączenie obydwu części dzisiejszego Egiptu było ostatecznym rezultatem długich zmagań o charakterze militarnym.

 

Jednak wszystko to, miało zostać osiągnięte za życia jednego człowieka, faraona Narmera, władcy Górnego Egiptu, który został zidentyfikowany jako legendarny Menes. Jednak pomimo faktu, że możemy mieć pewność iż Menes istnieje, jego prawdziwa tożsamość jest przedmiotem debaty. Ogólny konsensus wiąże istnienie tego władcy ze znaleziskiem archeologicznym zwanym "Paletą Narmera". Przedstawia on walkę wyżej wymienionego faraona o zjednoczenie kraju, którą ten ostatecznie wygrywa.

Zgodnie z zapiskami greckiego historyka Herodota, starożytni egipscy kapłani opowiedzieli mu historię o tym gdy w celu budowy miasta, Menes nakazał zmienić bieg Nilu i zbudować tamę. Oznacza to mniej więcej tyle, że blisko 3 tysiące lat temu Menes zdołał osuszyć równinę Memfis i założyć tam stolicę Egiptu. Co może jednak sugerować jego związek z egipskimi Bogami?

Uważa się, że to właśnie Menes wprowadził kult bogów i jako pierwszy złożył ofiarę dla bóstw starożytnego Egiptu. Mało tego, jeden z najcenniejszych dokumentów dotyczących historii Egiptu czyli Turyńska Lista Królów zwana również kanonem Turyńskim opisuje wyraźnie genezę pojawienia się rządów pierwszych „boskich” dynastii władających starożytnym Egiptem. Ten dość zniszczony obecnie dokument oryginalnie zawierał w sobie ponad 300 imion władców Egiptu, ze szczególnym uwzględnieniem lat, miesięcy i dni ich panowania.

Dla nas szczególnie istotne są dwie ostatnie linijki pierwszej z kolumn, która była poświęcona postaciom Bogów, zawiera ona coś na kształt dzisiejszego podsumowania dokumentu i tak jak w przypadku Sumeryjskiej Listy pojawia się tam wiele dynastii Bogów-królów, które rządziły przez kilkadziesiąt tysięcy lat każda. Ostatni władca z dynastii Shemsu-Hor (nazwa ma oznaczać poplecznika Horusa) miał władać przez blisko 36 620 lat zanim oddał władzę w ręce pierwszego ludzkiego króla Menesa.

 

To jednak nie wszystko ponieważ istnieje jeszcze jeden tekst do złudy przypominający Sumeryjską Listę Królów, znany szerszym kręgom jako kamień z Palermo. Ta starożytna kamienna tablica jest jednym z najważniejszych źródeł wiedzy dla historyków zajmujących się Egiptem. Mimo iż dokładna data jego powstania jest nadal nieznana, szacuje się, że powstał on w okresie panowania piątej Dynastii.

 

Podobnie jak w przypadku Turyńskiej Listy, tutaj ponownie pojawiają się mityczni predynastyczni Bogowie-władcy starożytnego Egiptu. Warto w tym momencie wspomnieć że do naszych czasów dotrwała jedynie połowa wielkiej tablicy, która oryginalnie mierzyła blisko 2 metry długości i około 60 centymetrów szerokości. Na dzień dzisiejszy tablica zawiera w sobie opisy 120 władców ze wczesnych dynastii, którzy mieli władać Egiptem w czasach gdy w delcie Nilu nie było mowy o istnieniu jakiejkolwiek cywilizacji. Co ciekawe wielu z tajemniczych Bogów i półbogów pojawiało się również w dużo późniejszych drzewach genealogicznych rodów królewskich.

Zapewne gdyby trochę pogrzebać znalazło by się co najmniej kilka podobnych przykładów tego typu zapisków, ale nie ma chyba potrzeby aby ich szukać. Niezależnie od tego ile źródeł historycznych zostanie przez na s odkopanych, nie dysponujemy wystarczającą ilością dowodów aby dyskutować o ludziach lub innych potencjalnych istotach żyjących w Egipcie 5 tysięcy lat temu. Dokumenty którymi dysponujemy obecnie wskazują jednak na to, że przekazanie władzy nad górnym i dolnym Egiptem lub jej zbrojne przejęcie kryje w sobie jakąś tajemnice. Czy poprzedzający Menesa władcy tego regionu to jedynie legendy czy może rzeczywiście posiadali oni wiedzę i technologię która czyniła z nich bogów w oczach ludzi?

 

Tajemnicze kamienne pomniki Nuku Hiva

Nuku Hiva to największa wyspa Polinezji Francuskiej. Jest ona znana z kamiennych pomników, które rozsiane są po jej krajobrazie. Większość z nich została znaleziona w małej wiosce Temehea Tohuaw. Archeolodzy ustalili, że pochodzą z okresu między XI a XIV wiekiem.

 

Mieszkańcy Nuku Hiva często opowiadają legendę o pochodzeniu Nuku Hiva. Według nich bóg stworzenia Ono chwalił się kiedyś swojej żonie, że chce w ciągu jednego dnia zbudować dla niej piękny dom. Aby to zrobić, zebrał tony ziemi i kamienia jako materiału budowlanego i stworzył z nich Markizy jako jej dom. Uważa się, że każda z Markizów reprezentuje oddzielną część domu, a największa wyspa, Nuku Hiva, jest jego dachem.

Według historyków lud Nukuhi po raz pierwszy przybył na wyspę około 2000 lat temu. Zbudowane przez nich posągi zostały wykonane najprawdopodobniej około XI wieku. Szczegóły ich budowy pozostają niejasne, tym bardziej, że nawet po upływie prawie 1000 lat, próżno szukać na nich odprysków i pęknięć. Składają się one z połączenia czerwonej gliny i skał wulkanicznych, które nadal występują w dużych ilościach na wyspie.

 

Pomniki są przedstawiane na różne sposoby, ale wszystkie mają podobne cechy: duże głowy, ogromne oczy, krótkie ciała i kończyny. Niektóre z nich są wyrzeźbione z tradycyjnymi strojami, podczas gdy inne, wcale nie mają ubrań. Największy ze starożytnych pomników jest wysoki na 2,5 metra. Inne posągi są znacznie niższe i czasami można je znaleźć w grupach. Lokalne określenie dla tych pomników to tiki, a każdy służy innym celom. Niektóre są przeznaczone do błogosławieństwa i uzdrowienia, inne dają mądrość w podejmowaniu decyzji lub pośrednictwo w sprawach miłosnych. Inne są uważane za stworzenia ochronne, które pomagają chronić wyspę przed najeźdźcami.


Źródło: Angela Meier

 

Ufolodzy, uważają, że te pomniki są dowodem kontaktu obcych z mieszkańcami Nuku Hiva. Gadzi wygląd przedstawionych tam istot oraz ich nieproporcjonalne ciała zdają się dla nich wiarygodną wskazówką. Twierdzą nawet, że ubrania wyrzeźbione na posągach przypominają skafandry kosmiczne. Hstorycy twierdzą, że znacznie bardziej prawdopodobne jest, że reprezentują specyficzny i powszechny wówczas styl artystyczny.

 

Archeolodzy znaleźli w Polsce ślady wymarłego gatunku ludzkiego

Antropolodzy z UW badali kamienne narzędzia odkryte w polskiej jaskini Tunel-Wielki 50 lat temu i doszli do wniosku, że należą one do wymarłego gatunku ludzkiego. Prace naukowców zostały opublikowane w czasopiśmie Scientific Reports.<--break->

 

Według naukowców narzędzia te są uznawane za jedne z najstarszych, jakie kiedykolwiek znaleziono w tym regionie. Wcześniej zakładano, że wiek znalezionych w jaskini narzędzi to maksymalnie kilkadziesiąt tysięcy lat. Analiza wykazała jednak, że narzędzia mogą mieć od 450 000 do 550 000 lat.

 

Naukowcy spekulują, że narzędzia zostały wykonane przez wymarły gatunek ludzki Homo heidelbergensis (człowiek z Heidelberga). Naukowcy uważają człowieka z Heidelberga za ostatniego wspólnego przodka neandertalczyków i ludzi współczesnych.

Wikingowie zostali oskarżeni o eksterminację śledzia bałtyckiego

Skandynawowie końca pierwszego tysiąclecia są zwykle reprezentowani przez kulturę masową jako surowi wojownicy, a nie jako kupcy. Zbiega się to ze źródłami historycznymi, według których głównym przedmiotem handlu wikingów byli ludzie schwytani przez nich podczas najazdów. Wikingowie sprzedawali również bursztyn bałtycki i osełki skandynawskie, ale nie w zbyt dużych ilościach. Teraz biolodzy i archeolodzy znaleźli kolejny eksport Wikingów - i to całkiem opłacalny.

 

 

Śledź atlantycki (Clupea harengus) to cenna ryba handlowa, którą wszyscy dobrze znamy. Historycy wcześniej uważali, że ekstensywny handel śledziami rozpoczął się około 1200 r. n.e. Później był kontrolowany przez Związek Hanzeatycki. W czasopiśmie PNAS ukazała się praca, której autorzy twierdzą, że powstało to już w epoce Wikingów.

 

Biolodzy badali znaleziska archeologów dokonane w Truso, pruskiej osadzie handlowej na terenie współczesnej Polski. Jest to główne miasto portowe i handlowe epoki Wikingów. W IX-X wieku rozpoczynał się nim Szlak Bursztynowy na ziemie południowe. Wśród artefaktów znalezionych w wykopaliskach Truso badacze znaleźli kości śledzia i datowali je na 800-850 lat naszej ery - czyli epoki Wikingów. Na pierwszy rzut oka w tym znalezisku nie ma nic dziwnego. Truso stało nad brzegiem Bałtyku, dlaczego więc jego mieszkańcy nie mogliby łowić śledzi bez Wikingów? Dlaczego w ogóle zrodził się pomysł handlu dalekobieżnego?

 

Faktem jest, że śledź, który został zebrany w Bałtyku, dzieli się na dwa rodzaje: niektóre idą na tarło wiosną, a inne jesienią. Ci, którzy preferują jesienne tarła, żyją również w bardziej słonych wodach - na zachodzie morza, w rejonie Kattegat. W rejonie miasta Truso wody Bałtyku są znacznie mniej słone niż we wszystkich okolicznych morzach, a przystosowanie się do takich warunków rybom przyzwyczajonym do życia w bardziej słonych wodach jest trudne i prawie niemożliwe . Ponadto śledź, którego tarło zmienia się w zależności od pory roku, nawet się nie krzyżuje.

 

Na tej podstawie naukowcy doszli do wniosku, że śledź zjadany w Truso został złowiony w regionie Kattegata i w jakiś sposób dostarczony na południowy wschód od Bałtyku. Wcześniej wiedziano, że Wikingowie handlowali dorszem: kości tej ryby znaleziono w Hedeby, najważniejszym centrum handlowym epoki, które znajdowało się na północy współczesnych Niemiec.


Komputerowa rekonstrukcja Truso, dużej osady handlowej na wybrzeżu Bałtyku / ©wikipedia.org

Jednak handel śledziem na duże odległości jest znacznie trudniejszy niż dorsz. Śledź jest znacznie grubszy i dlatego szybciej się psuje. Śledź musiał być solony lub wędzony. Nie mamy ani znalezisk, ani wzmianek w źródłach historycznych o jakichkolwiek ośrodkach przedsprzedażowego przygotowania ryb z epoki Wikingów. Mówi tylko, że nasza wiedza o tamtych czasach jest fragmentaryczna. Ale jasne jest, że jeśli musisz przetworzyć ryby przed transportem i sprzedażą, musisz mieć odpowiednio duże łowisko i poważne relacje handlowe - w przeciwnym razie inwestycja się nie zwróci.

 

Autorzy pracy nie tylko cofają początek wielkiego handlu śledziami 400 lat wcześniej. Sugerują, że tradycja połowu tej ryby została zachowana przez wieki, co doprowadziło do lokalnego problemu środowiskowego. Wspomnieliśmy, że śledź jesienno-wiosenny rozmnażają się i żyją w różnych miejscach, więc praktycznie nie krzyżują się ze sobą. Jesienne tarła są większe i grubsze - czyli są ciekawsze pod względem łowienia. A po Wikingach to oni byli wydobywani przez ponad tysiąc lat, aż na początku XX wieku okazało się, że jesiennych tarlaków jest za mało do komercyjnego połowu.

 

Obecnie na Bałtyku 90 procent połowów komercyjnych składa się z tarła wiosennego. Nie chodzi o to, że jesienne tarła całkowicie znikają w tym morzu, raczej nie są już przedmiotem zainteresowania handlowego. Nadal istnieją, ale nie w takiej liczbie, jak w IX wieku. Autorzy pracy uważają, że to nadmierne zbiory śledzi, które rozpoczęli Wikingowie, doprowadziły do ​​takiego rezultatu.