Zagłada miasta Mohendżo-Daro. Co zniszczyło te starożytną metropolię?

Kategorie: 

Źródło: Pixabay.com

Około 3500 lat temu z powierzchni ziemi zniknęło miasto Mohendżo-Daro. W języku hindi jego nazwa oznacza "Wzgórze Umarłych". W starożytnym hinduskim eposie Mahabharata, napisano, że przyczyną tej strasznej tragedii był potężny wybuch, który nastąpił po oślepiającym blasku "światła bez dymu". Potężna ilość ciepła doprowadziła do wrzenia otaczającą wodę, a "ryby wyglądały jak spalone". Co zatem mogło się stać w Mohendżo-Daro?

 

Ruiny tego miasta w okolicy rzeki Indus zostały znalezione dopiero w 1922 roku. Odkrycia na miejscu potwierdziły, że rzeczywiście doszło tam do opisanej w religijnym tekście nieznanej nam katastrofy. Wykopaliska pozwoliły odkryć stopione skały, ślady ognia i niezwykle potężnego wybuchu.

 

Właściwie wszystko w promieniu kilometra zostało całkowicie zniszczone. Wszystkie budynki w mieście zostały promieniście zmiecione. Położenie szkieletów wskazywało na to, że przed śmiercią ludzie ci spokojnie spacerowali ulicami miasta. Przypadek Mohendżo-Daro a zwłaszcza ustalona skala zniszczenia starożytnej metropolii bardzo przypomina to, co zobaczyliśmy w Hiroszimie i Nagasaki po wybuchach bomb atomowych.

Do tej pory zostały zaproponowane dwie hipotezy, które miały wyjaśnić przyczyny śmierci miasta. Jedna z nich zakłada, że była to eksplozja jądrowa. Ale naukowcy wykluczają to i to nawet nie ze względu na fakt, że oficjalnie nikt w starożytności takiej broni nie posiadał. Kłopotem w uznaniu takiej teorii jest brak śladu promieniowania znanych nam materiałów rozszczepialnych.

 

Nawet po kilku tysiącach lat nadal powinno się dać wykryć eksplozję jądrową. Według innej pokrewnej hipotezy, wybuch jądrowy miał miejsce na niebie i eksplodował obcy statek kosmiczny, który miał odwiedzić Ziemię w odległej przeszłości naszej planety. Jednak na poparcie tej teorii do tej pory również nie znaleziono żadnego bezpośredniego dowodu.

 

Pewne jest to, że była tam jakaś eksplozja i wywołała dużą temperaturę zdolną do topienia kamieni. Poza tym na miejscu znaleziono tektyty, małe cząstki kwarcu, które powstają na przykład podczas wejścia w atmosferę meteoru czy asteroidy. Obecność tych cząstek według niektórych jest dowodem na to, że nad Mohendżo-Daro mogło dojść do eksplozji podobnej do tej jaka miała miejsce w lutym 2013 roku nad Uralem.

Inna równie intrygująca teoria zakłada splot różnych okoliczności atmosferycznych, które wytworzyły coś, co bywa nazywane "czarną błyskawicą". Jej zwolennicy sugerują, że powietrze pod wpływem promieni kosmicznych i słonecznych podlegają polom elektrycznym aktywnych chemicznie składników atmosfery, zdolnych do tworzenia klastrów aerozoli, które zajmują dużą przestrzeń w atmosferze i mogą powodować efekty luminescencyjne. Struktury te poruszają się pod wpływem pól elektromagnetycznych i mają różne formy i średnice.

 

Teoretycznie może dojść do tego, że odpowiedni dużo takich klastrów pojawiło się nad Mohendżo-Daro powodując blask i jednocześnie toksyczne substancje, które nagle zabiły ludzi. Potem miało niby dojść do eksplozji jednego z nich co wywołało kolejne eksplozje a fala uderzeniowa dotarła do powierzchni Ziemi niszcząc miasto i topiąc wszystko w temperaturze od 10 do 15 tysięcy stopni. Mohendżo-Daro musi być solą w oku współczesnych naukowców, skoro na siłę wymyślają tak dziwne teorie. Ich celem jest raczej nie tylke odkrywanie prawdy, co petryfikowanie zestawu obecnie uznawanego zestawu ustaleń.

 

Ocena: 

5
Średnio: 5 (1 vote)

Skomentuj