Akcja Kutschera

Image

public domain

1 lutego 1944 roku żołnierze oddziału specjalnego Kedywu Komendy Głównej AK "Pegaz" przeprowadzili "Akcję Kutschera". W akcji wykonany został wyrok wydany na kata Warszawy Franza Kutscherę Dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa. Rozkaz wykonania wyroku wydał gen. August Emil Fieldorf ps"Nil" w porozumieniu z Rządem Polskim na uchodzstwie.

 

Franz Kutschera Austriak z pochodzenia i ogrodnik z zawodu, zrobił szybką karierę w SS a wcześniej w NSDAP między innymi jako gauleiter Karyntii. W siedem lat od 1933 roku do 1940 awansował ze stopnia sierżanta do stopnia generała brygady. Od 30 stycznia 1942 roku zdobywał doświadczenie w mordowaniu ludzi w sztabie operacji antypartyzanckich gen. Von dem Bacha.

 

Szybką karierę umożliwiła mu bezwzględność, brutalność i posłuszeństwo, cechy bardzo cenione przez najwyższe kierownictwo nazistowskie. Cechami tymi wykazał się na każdym stanowisku mu powierzonym w Czechosłowacji, Jugosławii, Holandii i ZSRR.  Stanowisko w Warszawie objął 25 września 1943 roku dokąd przybył z Mohylewa zastępując innego arcy kata Jurgena Stroopa, likwidatora getta w Warszawie.

 

Natychmiast po przybyciu do Warszawy zainicjował łapanki i masowe egzekucje na ulicach Warszawy na niespotykaną do tej pory skalę. Od  16 pazdziernika 1943 roku do 16 lutego w ulicznych egzekucjach rozstrzelano ogółem 1763 osoby. Jest to liczba oficjalna obliczona na podstawie niemieckich obwieszczeń.

 

W rzeczywistości liczbę ofiar należy liczyć na około 5000 gdyż Niemcy dokonywali potajemnych egzekucji w ruinach getta. Codziennie w mieście pojawiały się plakaty z nazwiskami Polaków którzy zostali rozstrzelani w odwecie za ataki na niemieckich żołnierzy i policjantów.

[ibimage==47592==400naszerokosc==Oryginalny==self==null]

           Powyżej obwieszczenie o egzekucji

Obwieszczenia podpisywane zawsze były przez anonimowego "Dowódcę SS i Policji na Dystrykt Warszawa". Po pewnym czasie tożsamość kata Warszawy została  zidentyfikowana przez Aleksandra Kunickiego ps "Rayski"

 

Akcja likwidacji Kutschery poprzedzona była kilkutygodniowym rozpoznaniem mającym na celu potwierdzenie tożsamości Kutschery, poznanie rozkładu dnia, nawyków i szczegółowemu zaplanowaniu akcji i wyborem dogodnego miejsca do przeprowadzenia akcji.

 

Z powodu nieregularnych powrotów do domu Kutschery akcję zdecydowano się przeprowadzić rano. kiedy około godziny 9 generał przejeżdżał  ze swojego domu przy al Róż 2 do siedziby Dowództwa SS i Policji. Na miejsce ataku wybrano Aleje Ujazdowskie.

 

Pierwsze podejście

 

28 stycznia podjęto pierwszą próbę. Kiedy żołnierze "Pegaza" pobrali broń i samochody i zajęli stanowiska okazało się, że akcje trzeba odwołać gdyż zbiegła się ona z rzadkim przypadkiem wyjazdu Kutschery z Warszawy. Schodzenie z akcji nie obyło się bez problemów.

 

Idący razem ulicą Kruczą "Kruszynka" "Żbik" "Bruno" i "Juno" natknęli się na patrol niemiecki. "Żbik" i "Kruszynka" zaczęli uciekać a Niemcy otworzyli ogień trafiając "Żbika" w rękę (którą stracił pomimo operacji). Na szczęście udało im się uciec, "Bruno" i "Juno" wyparli się znajomości z uciekającymi i po  wylegitymowaniu zostali puszczeni wolno.

 

Nowy termin akcji wyznaczono na 1 lutego 1944 roku, do 11 osobowej  grupy dołączył w ramach zastępstwa "Żbika" "Juno" oraz "Ali" powiększając tym oddział do 12 osób.

 

Akcja

1 lutego zbiórkę, tak jak poprzednio, wyznaczono o godz. 7.30 na ul. Mokotowskiej 59. Poranek był pochmurny. O godzinie 8.50 wszyscy uczestnicy akcji znajdowali się już na swoich stanowiskach. Około godz. 9.00 w celu sprawdzenia rozstawienia przez trasę akcji przeszedł Adam Borys  „Pług”.

Zespół „Pegaza” składał się z 12 osób, podzielonych na cztery grupy (wykonawców zamachu, ubezpieczenie, kierowców oraz sygnalizację):

·                    Bronisław Pietraszewicz „Lot” – dowódca i pierwszy wykonawca wyroku

·                    Stanisław Huskowski „Ali” – zastępca dowódcy i ubezpieczenie

·                    Zdzisław Poradzki „Kruszynka” – drugi wykonawca

·                    Michał Issajewicz „Miś” – kierowca wozu Adler-Trumpf-Junior i trzeci wykonawca

·                    Marian Senger „Cichy” – ubezpieczenie

·                    Zbigniew Gęsicki „Juno” – ubezpieczenie

·                    Henryk Humiecki „Olbrzym” („Olbrzymek”) – ubezpieczenie

·                    Bronisław Hellwig „Bruno” – kierowca wozu Opel Kapitan

·                    Kazimierz Sott „Sokół” – kierowca wozu Mercedes 170 V

·                    Maria Stypułkowska-Chojecka „Kama” – sygnalizacja

·                    Elżbieta Dziębowska „Dewajtis” – sygnalizacja (najmłodsza uczestniczka akcji – 14 lat)

·                    Anna Szarzyńska-Rewska „Hanka” – sygnalizacja

Zadaniem „Kamy”, ustawionej po wschodniej stronie Alej Ujazdowskich naprzeciwko wylotu alei Róż, było zasygnalizowanie (poprzez przewieszenie na prawą rękę jasnej peleryny) przyjazdu limuzyny pod kamienicę Szelechowa, a następnie – w momencie, kiedy samochód z niemieckim dowódcą będzie ruszać spod budynku – przejście przed nadjeżdżającym autem na drugą stronę Alej. Od „Kamy” sygnał o zbliżaniu się Kutschery miała przejąć stojąca na wysokości ul. Chopina „Dewajtis”, która podchodząc na skraj chodnika, miała wyciągnąć z teczki białą torbę kapeluszniczą, a następnie również przejść na drugą stronę ulicy]. Ostatnia z trójki dziewcząt, „Hanka”, stojąca w pobliżu przystanku tramwajowego przy skrzyżowaniu Alej Ujazdowskich i ulicy Piusa XI, miała przekazać sygnał o zbliżaniu się opla stojącemu obok „Lotowi”. Ten, doskonale widoczny z tego miejsca dla wszystkich uczestników akcji, miał zdjąć z głowy kapelusz, dając tym sygnał do jej rozpoczęcia.

Wydarzenia potoczyły się zgodnie z planem. O godzinie 9.06 „Kama” zasygnalizowała wyjście Kutschery z kamienicy w al. Róż, po czym również „Dewajtis” i „Hanka” kolejno przekazały umówione znaki. „Lot” dał sygnał do rozpoczęcia akcji. Widząc to „Miś”, siedzący za kierownicą adlera, stojącego z włączonym silnikiem na ulicy Piusa XI na wysokości pałacu Rembielińskiego, powoli ruszył z miejsca. Następnie skręcił w lewo w Aleje Ujazdowskie i wyjechał na spotkanie jadącej z naprzeciwka limuzynie z Kutscherą.

W tym samym kierunku ruszyli „Ali”, „Kruszynka”, „Juno”, „Olbrzym” i „Cichy”, którzy czekali po przeciwnej stronie skrzyżowania Alej Ujazdowskich i Piusa XI przy przystanku tramwajowym znajdującym się przed pałacykiem Raua.

„Miś”, jadący początkowo prawym pasem, po chwili zjechał na środek ulicy tak, aby nie przepuścić nadjeżdżającej z naprzeciwka limuzyny ani z lewej, ani z prawej strony. Widząc jednak, że niemieckie auto nie zwalnia, zjechał na lewy pas. W tym momencie kierowca Kutschery włączył żółty reflektor używany przez niemieckich dygnitarzy – co oznaczało żądanie ustąpienia przejazdu – i zaczął powoli hamować. Podobnie uczynił Polak, i oba auta zatrzymały się. Po chwili Niemiec ruszył, usiłując ominąć przeszkodę, jednak „Miś” błyskawicznie zajechał mu drogę. Samochód Kutschery został zablokowany.

Do niemieckiego auta podbiegł najpierw „Lot”, a za nim „Kruszynka”. Polski dowódca jako pierwszy z odległości jednego metra otworzył ogień do Kutschery oddając serię ze stena w opuszczone szyby boczne. Jak się okazało, tego dnia generałowi nie towarzyszył adiutant. Członkowie ubezpieczenia biegną na swoje stanowiska, „Juno” strzela w biegu do wartownika pełniącego straż przed siedzibą Dowództwa SS i Policji.

Na odgłos rozpoczętej walki stojące na ulicy Chopina samochody kierowane przez „Sokoła” i „Bruna” podjechały tyłem aż do skrzyżowania z Alejami Ujazdowskimi. „Olbrzym”, „Cichy” i „Juno”, ustawieni plecami do Parku Ujazdowskiego pomiędzy ulicami Piusa XI i Chopina, ostrzeliwali budynek Dowództwa SS, którego ochrona otworzyła silny ogień. Według planu powinien był ich wspierać „Ali”, jednak nie mógł on otworzyć teczki z granatami i wycofał się do samochodu „Bruna” (według raportu samego „Alego”, przedstawionego po akcji, posiadał on jeszcze pistolet Parabellum i kontynuował walkę).

„Kruszynka” przebiegł dookoła niemieckiego samochodu i oddał w Kutscherę serię z automatu. Dołączył do niego „Miś”, który wyskoczył ze swego auta. Widząc, że niemiecki generał jeszcze się poruszał, „Miś” oddał do niego kilka strzałów. Wspólnie wyciągnęli z samochodu ciężko rannego Kutscherę. Zaczęli przetrząsać kieszenie generała w poszukiwaniu jego dokumentów, których dostarczenie dowództwu – co było częstą praktyką w tego rodzaju akcjach – stanowiło wymagane potwierdzenia wykonania zadania. Dokumentów nie udało się jednak odnaleźć, wobec czego żołnierze „Pegaza” zabrali tylko pistolet i teczkę Kutschery.

„Olbrzym” zabił jednego z dwóch żołnierzy Wehrmachtu, którzy znaleźli się w miejscu akcji, jednak prowadzony z kilku punktów naraz niemiecki ostrzał nasilał się i był coraz celniejszy. Jako pierwszy ranny w brzuch został „Lot”. Polski dowódca ostatkiem sił zaczął wycofywać się do samochodu „Sokoła”, jednak nie był już w stanie powiadomić wszystkich, że akcja jest zakończona. W momencie odskoku Niemcy ranili także „Misia” (w głowę), a następnie „Cichego” (w brzuch) i „Olbrzyma” (w klatkę piersiową).

Dzięki skutecznym działaniom ubezpieczenia, wszystkim żołnierzom „Pegaza” udało się zająć miejsca w samochodach. Atak trwał 1 minutę i 40 sekund. Odjeżdżające ulicą Chopina samochody Niemcy ostrzeliwali jeszcze z ręcznej broni maszynowej z rogu ulic Chopina i Alej Ujazdowskich.

Auto prowadzone przez „Bruna”, z „Kruszynką” i „Alim”, pojechało z Mokotowskiej na Krochmalną (gdzie oddano broń), a stamtąd do Nowego Zjazdu. Auto „Sokoła” z czterema rannymi: „Lotem”, „Olbrzymem”, „Cichym” i „Misiem” oraz „Juno” jako ubezpieczenie pojechało w kierunku placu Bankowego, gdzie zgodnie z planem pod kawiarnią „Melodia” przy ul. Rymarskiej 12 czekał już na nich Zbigniew Dworak „Dr Maks".

W pobliskim Szpitalu Maltańskim udzielono pomocy tylko niewymagających interwencji chirurgicznej „Misiowi” i „Olbrzymowi”. Lekarz dyżurny dr Wacław Żebrowski nie zgodził się natomiast przyjąć „Lota” i „Cichego”. W tej sytuacji „Dr Maks” decyduje się pojechać z rannymi do Szpitala Ujazdowskiego, na co zaprotestował „Lot” informując go, że właśnie w pobliżu tego szpitala odbyła się akcji. Ostatecznie obydwaj żołnierze „Pegaza” zostali przewiezieni do praskiego Szpitala Przemienienia Pańskiego, w którym pracował „Dr Maks". Placówka mieściła się w tamtym czasie w budynku Żydowskiego Domu Akademickiego przy ul. Sierakowskiego 7, gdyż jej historyczna siedziba wiosną 1941 została zajęta przez Wehrmachtu. Oficjalnym powodem przyjęcia do szpitala było postrzelenie obydwu mężczyzn przez policję kolejową (Bahnschutzpolizei) podczas przechodzenia przez tory przy dworcu Warszawa Wschodnia.

Operacje rannych żołnierzy „Pegaza”, najpierw „Cichego”, następnie „Lota”, trwały kilka godzin. Ich stan był bardzo ciężki. Obydwaj mieli uszkodzone jelita, a „Lot” także wątrobę. Co gorsza, przywiezieniem „Lota” i „Cichego” zainteresował się obecny w szpitalu granatowy policjant. Dyżurny lekarz (według innego źródła – policjant) musiał zawiadomić o wypadku postrzelenia komisariat policji. Praski komisariat złożył o tym meldunek do Kripo, które z kolei miało obowiązek powiadamiać o takich podejrzanych przypadkach Gestapo. Już w czasie trwania operacji w szpitalu pojawiło się dwóch granatowych policjantów w celu pilnowania rannych.

Po pozostawieniu kolegów w szpitalu „Sokół” i „Juno” mieli zabrać samochód ze śladami walki sprzed budynku i porzucić go w najbliższym dogodnym miejscu. Najprawdopodobniej chcąc jednak uratować auto dla oddziału, zdecydowali się na ryzykowny powrót na lewy brzeg Wisły. Kiedy dojeżdżali do połowy mostu Kierbedzia, zorientowali się, że jego wylot jest już obstawiony przez niemiecką policję. Próbowali zawrócić z powrotem na Pragę, jednak podczas wykonywania tego manewru auto zaczepiło o balustradę mostu i zostało unieruchomione. „Sokół” i „Juno” wyskoczyli z wozu, ostrzeliwując się zza filarów mostu. „Sokół” rzucił jeszcze pod nogi nabiegających Niemców granat filipinkę. Następnie obydwaj zrzucili płaszcze i skoczyli do Wisły. Pomimo pory roku rzeka nie była w tym czasie skuta lodem. Zaczęli płynąć z prądem, jednak Niemcy strzelają do nich z mostu i z jadących brzegiem rzeki motocykli. Obydwaj żołnierze „Pegaza” zginęli w wodach Wisły.

Niemcom udaje się także zidentyfikować „Sokoła”. Stało się to na podstawie prawdziwych dokumentów, które – wbrew zasadom konspiracji – posiadał przy sobie w czasie akcji.

Wykonanie wyroku na Franzu Kutscherze było ósmą akcją bojową „Pegaza”. Straty niemieckie wyniosły 5 osób (Franz Kutschera, jego kierowca, dwóch Niemców przed gmachem Dowództwa SS i Policji w Al. Ujazdowskich 23 oraz niemiecki policjant na moście Kierbedzia), a 9 osób zostało rannych. Po stronie polskiej straty, wraz ze zmarłymi w następnych dniach w warszawskich szpitalach „Lotem” i „Cichym”, wyniosły 4 zabitych i 2 rannych.

 

Odwet Niemców.

 

1 lutego na Pawiak przywieziono ok. 200 mężczyzn (przeważnie poniżej 20 lat) oraz kilkanaście kobiet aresztowanych w związku z zamachem na Kutscherę. W nocy z 1 na 2 lutego, Niemcy aresztowali kolejne 385 osób w kasynie gry w al. Szucha 29. Część z nich przewieziono na Pawiak, a część do obozu na ul. Skaryszewską (kilkanaście później zwolniono). Prawdopodobnie część z nich została rozstrzelana następnego dnia podczas egzekucji represyjnych.

Na drugi dzień po zamachu, 2 lutego 1944, w pobliżu miejsca akcji, pod zniszczonym we wrześniu 1939 pałacykiem Rzyszczewskich (Al. Ujazdowskie 21) na rogu Alej i ul. Chopina, ok. godz. 11.00 Niemcy rozstrzelali 100 mężczyzn przywiezionych z Pawiaka. Kolejnych 200 Polaków zamordowano tego samego dnia w ruinach getta.

Na Warszawę i gminy powiatu warszawskiego nałożono  karna kontrybucję w wysokości 100mln złotych. W całym mieście wprowadzono wiele innych obostrzeń dla ludności polskiej takich jak przesunięcie godziny policyjnej z 20.00na 19.00, zakaz prowadzenia samochodów i motocykli przez Polaków, zamknięto wszystkie polskie restauracje, kluby, kina i teatry.

10 lutego 1944 miały miejsce dwie kolejne odwetowe egzekucje uliczne – pod murem ogrodu księży Orionistów przy ul. Barskiej na Ochocie oraz przy ul. Wolskiej 79/81 na Woli. W rozplakatowanym dwa dni później niemieckim obwieszczeniu znalazła się informacja, iż tego dnia straconych zostało 140 zakładników.

Konspiracyjne meldunki z Pawiaka wskazywały jednak, że w dniach 10–11 lutego 1944 rozstrzelanych zostało ok. 470 osób (większość z nich zamordowano w ruinach getta). Ponadto 11 lutego Niemcy powiesili 27 więźniów Pawiaka na balkonach spalonego domu przy ul. Leszno (naprzeciwko gmachu sądów). 15 lutego przy ul. Senatorskiej 6 rozstrzelano jeszcze ok. 40 zakładników.

 

Były to już ostatnie uliczne egzekucje niemieckiego okupanta w Warszawie do czasu wybuchu powstania warszawskiego. Następca Kutschery Paul Otto Geibel zrezygnował z ulicznych rozstrzeliwań ze strachu o własne życie (stwierdził, że nie chce skończyć jak Kutschera) a także by nie zaogniać i tak napiętej sytuacji w Warszawie.

 

W dowództwie AK pozytywnie oceniono akcję, którą przeprowadzono precyzyjnie i zgodnie z planem pomimo bardzo trudnych warunków w mocno nasyconej żołnierzami niemieckimi dzielnicy administracji okupacyjnej. Z mocną krytyką spotkała się natomiast decyzja członków oddziału o odprowadzeniu samochodu na lewy brzeg Wisły co doprowadziło do strzelaniny z Niemcami na moście i podwojenia strat.

 

Pod wrażeniem organizacyjnej strony likwidacji Kutschery byli także Niemcy. Bezpośredni przełożony Kutschery Wilhelm Koppe w swym sprawozdaniu na temat bezpieczeństwa na  posiedzeniu rządu Generalnego Gubernatorstwa w Krakowie określił akcję jako "koronkową robotę"

"Do najpoważniejszych wstrząsów ostatniego okresu należy zaliczyć dwa wielkie zamachy; ofiarą jednego z nich padł SS-Brigadeführer Kutschera. Członkowie nacjonalistycznego ruchu oporu przygotowali ten zamach tak precyzyjnie, że można go nazwać koronkową robotą. Przy jednym z ranionych sprawców znaleziono szkic, z którego wynikało, że plan zamachu opracowany był do najdrobniejszych szczegółów włącznie z pozycjami zajmowanymi przez poszczególnych jego wykonawców i kolejnością strzałów."

 

Choć odwet Niemców był brutalny, akcja polskiego podziemia przyniosła oczekiwany skutek i zaowocowała złagodzeniem represji względem ludności cywilnej Warszawy.  Wysłano też Niemcom  jasny sygnał, że okupant brutalizując ludność  nie złamie oporu Polaków a wręcz przeciwnie opór stężeje a ataki będą kontynuowane. Śmierć Kutschery była także sygnałem dla najwyższych funkcjonariuszy aparatu okupacyjnego, że oni też nie są bezpieczni i dosięgnie ich kara. Po zamachu w Niemcach jeszcze bardziej niż wcześniej tliło się demoralizujące poczucie ciągłego zagrożenia.

0
Brak ocen