Mit "rycerskiego" Wehrmachtu ostatecznie obalony

Image

public domain Powyżej zbrodnia Wehrmachtu dokonana na polskich jeńcach w Ciepielowie 8 września

W Niemczech przez dziesięciolecia pielęgnowany był mit rycerskiego, szlachetnego  Wehrmachtu, a całą winę za zbrodnie zrzucano na SS. Im dalej od wojny tym szczodrzej rząd niemiecki finansuje różne kampanie, które mają za zadanie małymi kroczkami zaszczepiać przekonanie o przyzwoitych żołnierzach Wehrmachtu także za granicą, czego ostatnim produktem był na przykład film odcinkowy pt Nasze matki, nasi ojcowie.

 

Na całym świecie, także w Polsce ukazują się książki, wspomnienia byłych żołnierzy niemieckich różnej rangi. Książki te bardzo często niestety ukazują się bez żadnych przypisów od wydawcy,  objaśniających dyskusyjne fragmenty w , których autorzy podejmują wysiłek wybielenia lub usprawiedliwienia zbrodni i niegodziwego zachowania Wehrmachtu.

 

Jest to bardzo niebezpieczne gdyż młode pokolenie (zwłaszcza na zachodzie) mające zazwyczaj poważne luki w wiedzy historycznej,  może sobie na podstawie takich książek wyrobić fałszywe pojęcie o tym kto był katem a kto ofiarą.

 

Przekonałem się o tym osobiście. Niedawno miałem okazję pracować z młodym Niemcem, pewnego razu rozmawialiśmy o II W Ś. Ów Niemiec przekonany był właśnie, że Wehrmacht to było zwykłe wojsko a ci zli mordercy naziści to byli tylko w SS. Nie chciał mi wierzyć kiedy zasypałem Go przykładami zbrodni  Wehrmachtu z samego tylko września 1939 roku.

 

Bardzo bolesnym ciosem w propagandę nieskazitelnego Wehrmachtu, było odtajnienie odnalezionych w amerykańskich i brytyjskich archiwach dokumentów. Pracownik uniwersytetu w Moguncji Sonke Neitzel "dokopał" się do 20 tyś protokołów z podsłuchów jeńców niemieckich,  zapisanych na 150 tyś. stron. Dla Niemieckiej opinii publicznej był to wielki wstrząs i szok. Tygodnik "Der Spiegel" napisał nawet, że będzie trzeba pisać na nowo historię II WŚ.

 

Podsłuchy nagrywano w obozach w Wielkiej Brytanii,  Trenton Park i Latimer House,  pózniej także w USA w ośrodku w Fort Hunt. Brytyjczycy byli bardziej zainteresowani nagrywaniem oficerów wyższej rangi,  natomiast Amerykanie nagrywali wszystkich,  nawet szeregowców. Protokoły spisano szczegółowo wraz z angielskim tłumaczeniem i danymi personalnymi nieświadomego niczego jeńca.

 

Żołnierze niemieccy słali do domu czułe listy do żon i matek skarżąc się na trudy służby w okupowanych krajach. Nikt nie wspominał matce lub narzeczonej albo we wspomnieniach, że brał udział w masowych rozstrzeliwaniach ludności cywilnej lub jeńców, albo pijanych gwałtach na wieśniaczkach gdzieś na froncie wschodnim. Przecież byli szanowanymi ojcami, mężami, członkami lokalnej społeczności, parafii. Chcieli się pokazać z jak najlepszej strony.

 

Więcej szczerości mieli za to przed swoimi kompanami. Nie podejrzewając, że są podsłuchiwani,  opowiadali sobie nawzajem własne doświadczenia i historie z wojny, często po prostu by zabić nudę towarzyszącą zamknięciu w obozie jenieckim. We własnym gronie stać ich było na szczerość

 

Historyk Sonke Neitzel współpracując z psychologiem społecznym Haraldem Welzerem przeanalizowali archiwalne dokumenty. Efektem ich pracy jest książka pt „Soldaten. Protokolle vom Kämpfen, Töten und Sterben” („Żołnierze. Protokoły o walce, zabijaniu i umieraniu“) , która 12 kwietnia 2011 roku ukazała się w Niemczech i została okrzyknięta jedna z najwarzniejszych publikacji na temat II WŚ.

 

 

Z ujawnionych podsłuchów wyłania się obraz innego, mniej znanego Wehrmachtu. Okazało się bowiem, że żołnierze rycerskiego Wehrmachtu nie tylko grabili, mordowali i gwałcili ale robili to też z przyjemnością i bez poczucia winy.

 

Na wyznanie takie zdobył się pewien podporucznik biorący udział w rozstrzeliwaniach.

 

„Pierwszego dnia pomyślałem: cholera, rozkaz jest rozkazem. Czwartego dnia miałem już z tego uciechę”.

 

 

W kwietniu 1940 roku pilot Luftwaffe Pohl opowiadał koledze Meyerowi z piechoty o tym jak bombardowali Polskę rok wcześniej.

 

 „Drugiego dnia wojny w Polsce musiałem zbombardować dworzec w Poznaniu. Osiem spośród 16 bomb uderzyło w miasto, między domy. Nie sprawiło mi to radości. Trzeciego dnia było mi to obojętne, czwartego dnia miałem z tego zabawę. Ściganie po polu pojedynczych żołnierzy ogniem karabinów maszynowych i zostawianie ich tam z kilkoma kulami w kręgosłupie było naszą rozkoszą przed śniadaniem”.

 

Meyer: „Ale walczyliście tylko przeciwko żołnierzom?”.

 

Pohl: „Także przeciwko ludziom. Atakowaliśmy kolumny na drogach. Byłem w całym łańcuchu (samolotów). Maszyna trzęsie się, leci jedna za drugą, wtedy zakręt w lewo i ognia ze wszystkich luf… Widzieliśmy wylatujące w powietrze konie”.

 

Meyer: „Do diabła z tymi końmi…”.

 

Pohl: „Koni było mi żal, ale ludzi wcale nie. Było mi żal koni aż do ostatniego dnia”.

 

 

Porucznik Hans Hartigs z 25 Brygady Bombowej opowiadał jak to brał udział w nalocie na Anglię w której mieli za zadanie

 „aby strzelać do wszystkiego, z wyjątkiem celów wojskowych”

 

Niemiecki oficer opowiadał dalej

„Położyliśmy trupem kobiety i dzieci w wózkach”

 

Pilot Baumer także miał doświadczenia z nalotów na Anglię

„Z przodu mieliśmy dwucentymetrowe działko. Lecieliśmy nisko nad ziemią, a kiedy naprzeciwko nas jechały samochody, włączaliśmy reflektor. Kierowcy myśleli, że to auto nadjeżdża, i wtedy waliliśmy z armaty. Było bardzo pięknie, ogromna uciecha. Strzelaliśmy także do pociągów i podobnych rzeczy”.

 

Kolega z obozu,  Greim dołożył swoją historię

„Atakowaliśmy z niskiego pułapu pod Eastbourne. Zobaczyliśmy wielki zamek, w którym odbywał się bal czy coś takiego. W każdym razie były tam damy w sukniach wieczorowych i orkiestra. Za pierwszym razem tylko przelecieliśmy, za drugim przeprowadziliśmy atak. Mój przyjacielu, cóż to była za uciecha!”

Żołnierze wojsk lądowych nie byli lepsi, nie wiele trzeba było by znalezć pretekst do zabicia niewinnego człowieka. Żołnierz Zotloterer przyznał się kolegom

Zotlöterer: „Zastrzeliłem Francuza od tyłu. Jechał na rowerze”.

 

Żołnierz Weber: „Z bardzo bliska?”.

 

Zotlöterer: „Tak”.

 

Żołnierz Heuser: „Czy Francuz chciał cię wziąć do niewoli?”.

 

Zotlöterer: „Bzdura. Chciałem mieć ten rower”.

 

Jeden podporucznik z Frankfurtu tak opowiadał o bestialskim akcie ośmiu innym oficerom którzy według protokołu mieli śmiać się w głos,  tylko jeden wstał i przed wyjściem powiedział  „Moi panowie, to za wiele” Oto opowieść porucznika.

 

„Raz złapaliśmy rosyjską kobietę szpiega, która włóczyła się po okolicy. Najpierw biliśmy ją kijem po cycuszkach, potem tłukliśmy karabinem po tyłku. Potem ją wypieprzyliśmy. Wreszcie wyrzuciliśmy tę kobietę i strzelaliśmy do niej. Leżała na plecach, rzucaliśmy w nią granatami. Za każdym razem, kiedy granat upadł w pobliżu, krzyczała”. 

 

Wypowiedz ta przeczy innej legendzie według, której rycerski Wehrmacht nie gwałcił, a już szczególnie nie zniżał się do gwałtu na słowiańskich "podludziach" na wschodzie.

 

W rozmowach jeńców wiele razy przewijają się historie o gwałtach które w gwarze niemieckich piechurów kryją się pod nazwą "szczotkowania" . Żołnierz Wallus opowiadał o gwałtach w Polsce.

 

„W Warszawie nasi żołnierze stali w kolejce pod drzwiami domu. W Radomiu pierwsze pomieszczenie było pełne, podczas gdy ludzie z ciężarówki stali na zewnątrz. Każda kobieta przyjmowała 14-15 mężczyzn na godzinę. Kobietę zmieniano po dwóch dniach”.

 

Jego kolega Niwiem zrewanżował się swoją opowieścią z Francji.

 

„Muszę powiedzieć, że my we Francji nie byliśmy tak przyzwoici. Widziałem w Paryżu, jak nasi strzelcy w pewnym lokalu złapali dziewuchy, po prostu położyli je na stole – i gotowe! Także zamężne kobiety!”

 

Muller opowiadał o ekscesach z Charkowa gdzie kobiety i młode dziewczęta zmuszane były do pracy.

 

„Te cudne jak cholera dziewczyny sprzątały ulice. Wtedy podjeżdżaliśmy, po prostu porywaliśmy je do samochodu, rozkładaliśmy i znowu wyrzucaliśmy! Człowieku, jak one przeklinały!”

 

W protokołach nie zabrakło także wypowiedzi jeńców na temat zagłady Żydów co pokazuje, że fakt zorganizowanej eksterminacji Żydów był powszechnie znany w Niemczech. Dziś oczywiście każdy stary Niemiec wypiera się, że cokolwiek wiedział na ten temat. Z relacji jeńców wynika, że nawet jeśli sami nie uczestniczyli w masowych mordach to byli często "zapraszani" przez SS na egzekucję by sobie poobserwować.

 

Autor książki stwierdził, że „Wyniszczenie Żydów stało się częścią wiedzy żołnierzy w o wiele większym stopniu, niż pozwalały oczekiwać nowe badania w tej materii. Bez wątpienia nie każdy wiedział wszystko, jednak w protokołach występują wszystkie szczegóły zagłady, włącznie z zabijaniem tlenkiem węgla w ciężarówkach”.

 

Porucznik Luftwaffe von Muller-Rienzburg tak o tym opowiadał.

 

„SS zaprosiło nas na rozstrzeliwanie Żydów. Cały oddział przyszedł z karabinami. Każdy mógł sobie wybrać, kogo zabić”

 

Generał Edwin Graf von Rotkirch und Trach opowiedział o rozstrzeliwaniach w Kutnie.

 

„Znałem tam dobrze pewnego dowódcę SS. Rozprawiam z nim o tym i owym i wtedy on mówi: mój Boże, może chce pan sfilmować sobie rozstrzelanie. Ci ludzie są zawsze rozstrzeliwani o świcie, ale jeśli pan chce, mamy tu jeszcze takich, możemy ich rozstrzelać po południu”

 

Generał major Walter Bruns opowiadał o egzekucji rozebranych do bielizny i wcześniej okradzionych kobiet i dzieci.

 

„Doły były długie na 24 m i na jakieś 3 m szerokie. Ludzie musieli się ułożyć w nich ciasno, jak sardynki w puszce, z głowami do środka. Nad nimi stało sześciu strzelców z pistoletami maszynowymi, którzy strzelali w tył głowy. Aby w masowym grobie nie zmarnowano zbyt wiele miejsca, żywi musieli kłaść się na umarłych. Musieli pięknie ułożyć się w warstwę, zanim dostali kulę”

 

To co dla nas było zawsze oczywiste a zbrodnie Wehrmachtu nie były tematem nieznanym, w Niemczech i na Zachodzie stało się objawieniem! Po książce „Soldaten. Protokolle vom Kämpfen, Töten und Sterben” nikt już nie może kultywować mitu rycerskiego Wehrmachtu. Warto o tej książce wiedzieć w dobie celowego zakłamywania historii, wiedza na temat zbrodni Wehrmachtu może okazać się cennym argumentem gdy przyjdzie Polakowi bronić honoru splamionego niesprawiedliwym oszczerstwem.

0
Brak ocen

czytalem ze w sierpniu 40 roku niemieccy zolnierze pilnowali Polek sprzatajacych ulice.

takie biuro pracy tymczasowej :) dzialajacej w czasie wojny.

Rekrutacja z lapanki.

No wiec Polki sprzataly ulice, goraco wiec w jakis sukienkach, a zolnierze wermachtu w ciezarowce.

 

No to podjezdzali ciezarowka co jakis czas do tych Polek i zabierali jedna....

a potem ja wyrzucali z ciezarowki i musiala dalej sprzatac, taka niemiecka pauza:) na kawe i sex..

 

to byly zlote czasy Wermachtu

 

artykul gdzies jest w necie 

 

0
0